wtorek, 16 lutego 2010

Polecieli ...

No i poszły konie po betonie ... Kurczę jak ja się boję latać Wielkim Żelaznym Ptakiem ... Nikt mi nie wmówi, że 300 ton, na wysokości 10 000 metrów nad ziemią to zjawisko normalne ... Nawet jeśli posiada silniki Rolls-Royce ...

Rozmówki Tcherpaq z Radio Lublin. 0:1 ;)

Wczoraj wieczorem popełniłem krótką rozmowę w Radio Lublin. Kurcze, jakie bzdury człowiekowi przychodzą do głowy w stresie ... Miało być o wyprawie, o Maroko, o rowerach, a wyszło zupełnie o niczym, bez sensu, bla bla bla. Ale potną, puszczą i jutro i tak wszyscy zapomną jakie głupoty gadał taki jeden Tcherpaq ;) A następnym razem trochę lepiej się przygotuję, jakieś notatki poczynię ... Umówiliśmy się w Radio na następną rozmowę, już po powrocie. Może wtedy pójdzie mi lepiej.

PS. Właśnie wysłuchałem tego w radio i jakoś tak ładnie to pocięli. Honor uratowany ;)
A tutaj możecie sobie posłuchać i Wy.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Awans społeczny ;)

Zosia właśnie awansowała z pozycji piątego koła i jako czwarta napisała kilka słów o sobie. A oto one :


Zofia Bukowska, była nauczycielka polskiego w średnim wieku, od prawie dwudziestu lat czynna w innej działalności, ale mimo tak znacznego oddalenia od pedagogiki nawyki nauczycielskie zostały i zdarza mi się jeszcze zwracać uwagę młodym [czasem starszym też], gdy coś mnie w ich zachowaniu bulwersuje.
Jestem matką czwórki fajnych, już dużych, dzieci, a najmłodszego syna Wiktora poznali uczestnicy wypraw na Litwę i na Krym. Wpajam mu zamiłowanie do roweru, bo sama to lubię. Na duże wyprawy z Crotosem jeżdżę dopiero od dwóch lat, przedtem byłam związana pracą. Pracuję nadal, zawsze z sukcesem, bom zdolna, ale teraz więcej uwagi przykładam do poszukiwania radości w życiu, a nie tylko do obowiązków.
Jestem trochę lekkomyślna, podejmuję się różnych działan spontanicznie,co może być ryzykowne, ale dotąd się sprawdzało. Lubię ludzi, staram się nie sprawiać problemów podczas wyjazdów,w myśl zasady 'mam co chciałam'.
Nie radzę sobie z techniczną stroną życia, [w końcu jestem blondynką], w związku z tym jestem bezradna wobec awarii roweru.
Zdolności matematyczne u innych budzą mój niekłamany podziw i facet, który potrafi liczyć może być pewien mojej admiracji.Poza tym jestem zaradna i niezależna. Muszę się jednak przyznać, że swój rower kupiłam ze względu na kolor, co nie swiadczy dobrze o moim rozumie.
Teraz mnie już znacie. Jeśli zaś idzie o tę wyprawę, to dowiedziałam się o niej od kolegi, który bierze w niej udział i natychmiast się zdecydowałam. Z Jankiem i Kazikiem już razem jeżdziliśmy, a jeśli Iza i Grzegorz są tak samo pozytywnie zakręceni, to myślę, że wszystko się uda.

niedziela, 7 lutego 2010

Ariadna - miesiąc piąty.

Se tak trochę pomarudziłem na zimę, a ona wcale nie jest taka zła ;) Jest wreszcie czas na domowe eksperymenty, podczas których wychodzą takie kwiatki, znaczy ... fotki.


Ostatnimi czasy mam całkowity wstręt do obróbki zdjęć. Chyba po prostu dorastam do bardziej świadomego wciskania spustu migawki. Stanowczo wolę poświęcić więcej czasu na przygotowanie się do zdjęcia, niż na jego późniejszą obróbkę w komputerze. Może za jakiś czas dojdę do odpowiedniej wprawy ...

Dzisiaj pobawiłem się trochę w odbijanie światła lampy umieszczonej na aparacie. Zawsze odbłyśnikiem była biała kartka i zdjęcia miały białą dominantę, którą musiałem korygować w PSie. Pociąłem trochę koc ratunkowy, kupiony specjalnie na wyjazd do Maroko i przykleiłem kawałek do odbłyśnika. Może współtowarzysze podróży nie zabiją mnie za małą malwersacje wspólnego mienia ;) A jak zabiją to i tak się opłaciło bo teraz mam piękne, złote podświetlenie włosów i cieni.

Słów kilka przy okazji pełnego, piątego miesiąca małego brzdąca. Wszyscy pytają skąd pomysł na takie imię, niektórzy się śmieją inni ble, ble, ble ...
Ariadna była córką Króla Minosa. Pomogła ona Tezeuszowi wydostać się za pomocą nici z labiryntu. Dzisiaj się możemy śmiać, bo są GPSy, echo-cośtam i inne takie, ale w tamtych czasach trzeba było się nieźle nagłówkować aby wyjść z labiryntu nieznając go. Nić więc była genialnym pomysłem, który zapewnił Ariadnie odpowiednie miejsce w historii wynalazków. W szkole podczas przerabiania mitologii to właśnie Ariadna zwróciła moją uwagę jako mitologiczna bohaterka. Ciekawa też była historia jej miłości ... porzucona przez homosia Tezeusza, wpadła w końcu w ręce alkoholika Dionizosa ... choć ten na szczęście się opamiętał i z pomocą swojej babci Rei wyszedł z nałogu.
I żyli długo i szczęśliwie.

PS. Ukryłem właśnie tak próbnie swojego pierwszego geocache. Na razie czeka na weryfikacje, a jak wszystko będzie ok znajdziecie go tutaj: Tcherpaqu-owy robotnik

czwartek, 4 lutego 2010

Stare ale jare.

W ramach walki z zimową nudą postanowiłem sięgnąć jeszcze głębiej pamięcią, poszperałem trochę po półkach i odnalazłem wreszcie swoje zaginione filmy z lat przeszłych.

To mój pierwszy w życiu zmontowany filmik, nakręcony starą kamerą analogową. Opowiada historię pewnej podróży poślubnej ... Dla ułatwienia dodam, że ten z brodą i długimi kudłami to ja, a ta bezwstydnica to moja ślubna ;)



Następny filmik to Slowenskij Raj. W tamtym okresie był to nasz ulubiony kraj do zwiedzania i podróżowania. Słowację zjechaliśmy wszerz i wzdłuż, przeszliśmy praktycznie wszystkie co ciekawsze szlaki.



Kilka pierwszych festiwali teatralnych "Malta", miało niepowtarzalny klimat. Wszystkie przedstawienia odbywały się wkoło zalewu, na rynku Starego Miasta i w innych ciekawych plenerach. Później zaczęto je stopniowo zamykać w pomieszczeniach i biletować. Teraz nawet nie interesuje mnie czy ta impreza istnieje w kalendarium Pozniania.

środa, 3 lutego 2010

Wspomnienie lata cz.II

Chwilę po powrocie z Hiszpanii, nie mogąc spokojnie usiedzieć na tyłku, wybrałem się na krótką przejażdżkę po okolicach Lublina. Nie wspominam więcej tak krótkich wycieczek bo było ich zbyt wiele i ogólnie nie było w nich nic ciekawego. Ta jedna była wyjątkiem ... Jak się miało okazać przez następne pół roku ciągle towarzyszyły mi różne dinozaury i potwory ;)

Na poczatku te niegroźne pod Łęczną ...



... później okazało się, że trochę groźniejsze były pośród nas ;)


Następny całkiem udany wyjazd to "Wielka Majówka"

Początek w Dęblinie. Szybkie zwiedzanie Twierdzy Dęblin, równie szybkie oględziny wiślanego miejsca, w którym w czasie II Wojny Światowej był jedyny w świecie kolejowy most pontonowy. Jadąc na nocleg do Puław zahaczyliśmy jeszcze o podobno jedyne w Europie muzeum rowerów w Gołębiu prowadzone przez sympatycznego dziwaka - pasjonata p. Majewskiego.

Zwiedzanie Puław to przede wszystkim uroczy park, oraz znajdujący się w nim Pałac Czartoryskich.

Kolejny gwóźdź programu to Janowiec - za PRLu jedyny prywatny zamek w Polsce.

Bardzo ciekawe wnętrze kościoła w Tarłowie. Zachęcam do odwiedzenia tego kościoła. Naścienne przedstawienie "Taniec Śmierci" tak mnie przeraziło, że nie zrobiłem żadnego więcej zdjęcia.

No i znowu te dino-potwory ;) Tu są chyba najbardziej okazałe - Bałtów.

W drodze powrotnej do domu zaprzyjaźniłem się z kolejnym dziwakiem - pasjonatem, artystą - rzeźbiarzem.

Miałem u niego zostać na dłużej i rozbić się nad malowniczym stawem. Ostatecznie jednak pojechałem do domu. Teraz będzie pretekst do następnego wyjazdu.

A były też i takie dino-potwory. Teraz każdy może mieć takiego w ogródku, to chyba nasz nowy sport narodowy ...

Te dwa tutaj zostały odkopane w podlubelskich Nowinach ;)


To już koniec moich wspomnień Anno Domini 2009.
Myślę, że nadchodzący sezon będzie jeszcze bardziejszy. W każdym razie życzę sobie powodzenia ;)

wtorek, 2 lutego 2010

Wspomnienie lata cz.I

Co roku nadchodzi taki dzień, że zaczynam marzyć tylko o lecie. Znając swoje ku temu skłonności każdej zimy staram się wyjechać do jakiegoś ciepłego kraju, aby tam przeżyć odrobinę lata w środku zimy. Okres październik-marzec w naszym pięknym kraju jest wobec mnie stanowczo nieprzyjacielski - może nawet wrogi. Bo i co tu robić poza wspomnieniem minionego sezonu ? Nart nie lubię bo panuje zbyt duży tłok na wyciągach. Brak im wolności, którą odczuwam na rowerze, brak też samodzielności i przygody przeżywanej na pieszej czy rowerowej włóczędze z namiotem i polową kuchnią. Jedyna zaleta zimy to dużo czasu na przejrzenie zdjęć, sklecenie kilku filmików, przygotowanie nowej wyprawy.

Poprzedni sezon uważam za bardzo udany. Zacząłem w lutym od "Catalunya en bicicleta" czyli rowerowym objeździe Katalonii.

Costa Brava - trochę przereklamowane, już nie takie Dzikie Wybrzeże.

La Sagrada Família - moim zdaniem numer 1 Barcelony. W tym przypadku uzasadnione jest prawie 130 lat budowy, a wszystko wsakzuje na to, że i 150 będzie mało.


Później po Polsce i Słowacji zrobiłem kilka tysięcy rowerowych kilometrów. Sam oraz w towarzystwie ...

Jedyną towarzyszką w tym sezonie była moja, wtedy jeszcze 6 letnia córka - Weronika. Dopiero nauczyła się jeździć na rowerze, a już chciała ruszyć u boku tatusia na wieeelką wyprawę ;) Pojechaliśmy więc na wybrzeże "Śladem Latarni Morskich". Choć wyprawa jest do powtórzenia bo nie zostały osiągnięte założone cele, muszę pochwalić naszą pierwszą wspólną wyprawę. Rekordowa dniówka to 60 km. Brawo córcia !!

Pierwsza napotkana latarnia - Rozewie, zrobiła na Nice naprawdę niezłe wrażenie. Najważniejsze to zapewnić dziecku odpowiednią ilość atrakcyj i zabaw - mniej odczuwa wtedy zmęczenie i wyczerpanie.

Największą atrakcją codzienną było rozbijanie obozowiska. Jej pomoc była nieoceniona, naprawdę czułem się jakby było nas dwoje - dorosłych.

Piękne portowe , szkoda że już nie "Wolne" miasto Gdańsk.


Był też Sobibór i Kopiec Pamięci.

Ten peron widział wiele ... a jeśli wierzyć miejscowym opowieściom, w pewnym okresie działalności obozu, jeńców rozstrzeliwano bezpośrednio po wyjściu z wagonów.


Cdn ...