piątek, 25 lutego 2011

Une image par jour.

No i się złamałem, robię kolejne zadanie konkursowe. Chyba tak być musi, że najpierw się porządnie wkurzę, a potem jakoś idzie ...

Une image par jour - Jedno zdjęcie na dzień.

W pogoni za szybkimi aparatami i obiektywami, zanurzając się w otchłani parametrów technicznych, zapominamy o najważniejszym - o przyjemności fotografowania !! Dla wielu z nas, ta „przyjemność fotografowania” to właśnie parametry techniczne sprzętu fotograficznego ... 24 megapiksele, 8 klatek na sekundę, 12 krotny zoom, autofokus szybszy od Lucky Luke ... i jak największa pojemność karty pamięci. Z tygodniowych wakacji, przywozimy tysiące zdjęć ... z czego 99,9% natychmiast wyrzucamy lub powinniśmy wyrzucić do systemowego kosza. Sam w pewnym momencie, uległem magii tych liczb. W jak wielkim kanale się znalazłem, uświadomiłem sobie dopiero po kilku latach posiadania aparatu cyfrowego ... i zeskanowaniu kilku negatywów ze starej, poczciwej Leiki. Okazało się, że zdjęcia na kliszy miały w sobie to coś, były dobrze wykadrowane i opowiadały różne historie w spójny sposób. Pierwsze cyfrowe zdjęcia, aby wyglądały jako tako, musiałem kadrować, prostować i dokonywać wielu innych poprawek ... a i tak mnie nie zadowalały - są poprawne technicznie, ale nic poza tym. Wiedziałem, że od postępu nie ucieknę i jestem skazany na cyfrę. Zresztą, nawet nie w technologii upatrywałem swojego fotograficznego uwstecznienia. Na pewno nie w różnicy pomiędzy cyfrą a analogiem. To zbyt banalne.

Postanowiłem więc poszukać przyczyny. Wpadałem w coraz większe kanały. Często zmieniałem aparaty i obiektywy. Miałem różne systemy, traciłem wiele pieniędzy na „przesiadki”. Chwilę wytchnienia przyniósł mi Fuji S2 Pro. Zepsułem niechcący, główny wyświetlacz ... I to był pierwszy krok !! Okazało się, że robię lepsze zdjęcia, gdy nie widzę w trybie natychmiastowym, ich podglądu. Bardziej się wtedy przykładam do obserwowania kadru w wizjerze i na matrycy rejestruję nie wymagający poprawek obraz. Coś w tym musi być, do tego stopnia nawet, że w następnym aparacie zakleiłem ekran taśmą, żeby nie korciło spojrzeć. Dzisiaj już nie zaklejam, po prostu wyłączam podgląd zdjęć. Paradoksalnie, kolejnym krokiem do przodu było kolejne uwstecznienie się Gdzieś w wielkich piaskach Sahary zatarł mi się zoom i działał tylko autofocus. Od tamtej pory używam tylko obiektywów stałoogniskowych. I nie chodzi mi o powszechnie znane zalety takiego rozwiązania, czyli lepsza ostrość, mniejsze zniekształcenia i aberracje. Znowu zacząłem chodzić ... Konieczność podejścia bliżej lub cofnięcia się, zmusiła mnie do lepszej i wnikliwszej obserwacji tematu zdjęcia. Obiektywy zmiennoogniskowe strasznie rozleniwiają i odmóżdżają. A może niepotrzebnie się czepiam. Chyba jakiś dziwny jestem ... przecież mam zoom i go używam, na zdjęcie też spojrzę na wyświetlaczu ... czasem.

Kolejny uwsteczniający, krok naprzód wykonałem, gdy na jakiejś wyprzedaży kupiłem najgorszy aparat świata - nędzne cztery megapiksele, start trwający wieki, prędkość dwie i pół klatki na sekundę, bufor ze cztery rawy i zapis ze dwie minuty. To daje mi dużo czasu na myślenie. Dużo, ale nie za dużo. Jakby był jeszcze wolniejszy, to jeszcze bardziej bym go lubił. Ach gdybym tak, mógł zrobić jedno zdjęcie na dzień ... takie fabryczne ograniczenie. Wtedy pół dnia obmyślałbym kadr, a drugie pół czekał na światło. Przepraszam, poniosło mnie trochę ... Ach marzenia !! Zresztą, to i tak duży postęp - moja fotograficzna pauperyzacja odbiła się wreszcie od dna. Dzisiaj, prawie nie używam Photoshopa, a tylko firmowego oprogramowania do wywoływania RAW, gdzie manipuluję dosłownie trzema suwaczkami. W Photoshopie czasem coś wyprostuję, dodam ramkę, zmniejsze zdjęcie do internetu.. Nie powiem Wam jaki to aparat, bo wywołam wielki kryzys światowy ... ale pamiętajcie, że exif nie kłamie . Co jeszcze, chętnie popsuł bym w dzisiejszym, nowoczesnym sprzęcie ?? Szybkość zapisu zdjęć na kartę jest mi obojętna, podobnie z Live View i trybem video. Nie jest mi obojętna za to stabilizacja. Pozbyłem się wszelkiego sprzętu posiadającego ten zacny skąd innąd wynalazek. Dlaczego ?? Chodzi oczywiście o wstrząsy, ale nie te generowane przez ręce, a te pochodzące od sakw rowerowych. Większość podróży odbywam welocypedem, który gna po bezdrożach tego świata. Miałem kilka stabilizowanych aparatów i żaden, niestety nie wytrzymał trudów moich wypraw. Zawsze siadała stabilizacja matrycy. Koszty naprawy nieopłacalne, więc trzeba się było pozbyć tego wspaniałego, powodującego wielkie niedogodności udogodnienia.

Gdy mój najgorszy na świecie aparat, okazał się idealnym narzędziem w mojej pracy, dokupiłem jeszcze dwa stałoogniskowe kompakty tej firmy i od kilku lat, wreszcie mam co chcę. Jestem szczęśliwy ... chociaż nie do końca. Nic nie trwa wiecznie. Fuji postanowiło zainteresować mnie swoją nowością. Kupa hałasu wokół X100 i znowu będę musiał brać kredyt

A może by tak szanowne Fuji uszczęśliwiło mnie wypożyczeniem tego cacka na kilka dni ... od 28 marca do 8 kwietnia, mógłbym się nim zaopiekować na rowerowej wyprawie dookoła Sardynii Co Ty na to Fuji X100 ?? Chcesz ze mną jechać ?? Będzie fajnie ...


Zabrałem córkę na spacer do parku. Pomysł był taki, aby wykonać jedno dobre zdjęcie i tylko raz nacisnąć spust migawki. Udało się to w 33%, bo trzy razy nacisnąłem - nie mogłem się powstrzymać, ale dzięki temu mam trzy dobre zdjęcia Połączenie małej, dziewczęcej rączki i świeżych owoców, zachęcało mnie do dalszych wyzwoleń migawki, ale w porę oprzytomniałem, przypominając sobie artystę - malarza z filmu „Poszukiwany, poszukiwana” - p. Adamiec stworzył całą wystawę - setki dłoni Mnie, trzy wystarczą do stworzenia mojej opowieści.

Gdy zobaczyłem tego osiołka, wydawał się mówić, że jest osiołkiem jednej szansy. Pstryk i już, koniec pozowania. I dokładnie tak było, gdy moja zachłanność chciała go „ustrzelić” jeszcze raz, on zrobił ze mnie osła i przestał się ładnie zachowywać. Bardzo często z ludźmi jest podobnie - trzeba być od razu gotowym do tego jedynego ujęcia, bez powtórek.

PS. Oczywiście tekst ten, należy traktować z pewnym przymrużeniem oka. To taka, kolejna moja, mała prowokacja. Mam nadzieję, że zmuszę Was do zastanowienia się, choć przez chwilę. Nie klikajcie bezrefleksyjnie I Like ..

/Update/

Setka zdjęć - problem wyboru.

Dlaczego jeszcze lubię robić jedno zdjęcie zamiast stu ?? Przy jednym odchodzi problem wyboru, tego jedynego, najwłaściwszego.

Robiliśmy zdjęcia na imprezie rodzinnej, na dwa aparaty. Dzieci miały swoje zabawki, a dorośli bawili się w zabawy dla dorosłych. Robię zdjęcia swoim przedpotopowcem, On nowoczesną lustrzanką. Ani razu nie spoglądam na ekran, On za każdym razem. Docina mi - Masz, aż tak kiepski ekran, że nie chcesz nawet na niego spojrzeć ?? Ignoruję go. Potem długo, długo nic - łyk piwa. Kolejny atak - Może Ci się aparat zepsuł ?? Włożyłeś kliszę ?? - Kpi ze mnie. Idzie naładować baterię. Przychodzi z zapasową. Znowu nie wytrzymuje i zwraca mi uwagę. Tym razem z wyrzutami, że zachowuję się jak Mel Gibson w „Mavericku”, jak pokerzysta nie zaglądający w karty ... Po imprezie zgrywamy zdjęcia na komputer. Osiemdziesiąt dwa do sześciu. No !! Przegrałem ... tylko sześć zdjęć. Radość „pierwszego” była jednak chwilowa. Godzinę zastanawiał się, które zdjecia wybrać aby zaprezentować wszystkim. Zdjęć było może osiem, reszta to powtórki tych samych ujęć. A to zamknięte oczy, a to krzywo ... do tego nie trafiona ostrość. No i wreszcie wybrał. Przechodzimy do finału i prezentujemy zdjęcia zebranym, nikt nie wie, które jest czyje. Za moim głosów siedem, za jego - tylko dwa. Przeglądam wszystkie zdjęcia jakie wykonał, to był stanowczo zły wybór. Po raz kolejny musi postawić skrzynkę piwa

piątek, 18 lutego 2011

Paris AD 2011 - odc. 2

Dojechaliśmy wreszcie do Paryża. Pierwsze co rzuciło się w oczy to ... kolorowi - aż takiej ich ilości się nie spodziewałem. Z dworca Paris du Nord idziemy od razu do Metra. Cena biletów trochę nas zabiła, ale kupując w bloczkach po 10 sztuk wychodzi o 50% taniej. To i tak drogo - wychodzi po 1,2 €. Kupiliśmy trzy karnety na metro i jedziemy na kwaterę. Poruszanie się paryskim metrem to czysta przyjemność. Nie dość, że można nim dojechać wszędzie, to jeszcze jest świetnie oznakowane. Podziemia żyją własnym życiem. Są sklepiki warzywne, kioski z prasą, bezdomni żebracy, oryginalni artyści ...

Na kolejkę czeka się naprawdę krótko ...

... nie dłużej niż dwa zdjęcia.

Pociągi kursują co kilka minut. Specjalne monitorki informują ile mamy czekać - zazwyczaj dwie do czterech minut. Jedziemy dwie stacje, później się przesiadamy. Oznaczenia są naprawdę czytelne - z taką łatwością nie poruszałem się nigdy. Żadnego błądzenia, pytania ... Wychodzimy z metra, włączam GPSa i co dalej ?? Szybko docieramy do naszego hosta z CS.

Yves & Christine - nasi paryscy gospodarze.

Zapoznanie, kolacja i Yves zaprasza nas na nocną przejażdżkę po Paryżu. Obwożą nas po wszystkich atrakcjach miasta, ale na dłużej, zatrzymujemy się tylko pod wieżą Eiffla, w innych miejscach trudno było znaleść miejsce do zaparkowania. To nasze pierwsze starcie z Paryżem. Robi wrażenie !! Najbardziej chyba dlatego, że jest pięknie oświetlone.

Z oddali niby nic, ale z bliska ...

eMka, Niśka i Yves.

Pod wieżą zaczepiają nas sprzedawcy pamiątek. Nazywają ich sznurkarze, bo swoje stoiska rozkładają na ziemi, na kocu czy prześcieradle i do każdego rogu przyczepiony jest sznurek. W przypadku nalotu Policji, szybko zwijają sznurki, zarzucają stragan na plecy i w nogi.

Sznurkarzy jest naprawdę wielu.

Wracamy do domu. Przy kolacji wygadujemy się, że Niśka ma dzisiaj urodziny. Christine organizuje małe przyjęcie z "tortem" - biedny pączek zostaje nakłuty ośmioma świeczkami. Znalazł się też prezent dla solenizantki - pamiętnik. Po przyjęciu, zostajemy zakwaterowani w sympatycznej sypialni z dużym łożem. Rozpakowujemy się, bierzemy prysznic i zmęczeni kładziemy się spać. Zanim zaśniemy, Weronika przeżywa dwa ostatnie dni. Jest przeszczęśliwa.

Rano, już wypoczęci znowu schodzimy pod ziemię.

Wstajemy rano i radzimy się z Yves'm, co i jak zwiedzać. Na początek poleca wieżę. Chce nam dać nawet łyżwy ... na pierwszym poziomie jest lodowisko. Dostajemy mapkę Paryża z rozpisaną linią metra i adnotacjami Yves'a. Zaznaczył wszystkie przesiadki, policzył stacje ... dobry chłop ;)

Z daleka ...

... i bliska.

Gdy docieramy pod wieżę, okazuje się, że trzeci poziom jest nieczynny. Remont. To rozwiązuje nasz dylemat - wjechać czy wejść ?? Oczywiście decydujemy się na schody - windy są dla cieniasów ;) Na pierwszym poziomie wchodzimy do sklepiku z pamiątkami. Wychodzimy z niego szybciej niż Michael Jordan porusza się na treningu ... Ceny z kosmosu - wieża bryloczek za 3 €.

Mieliśmy policzyć schody, ale okazało się, że nie ma co liczyć - tak ich mało.

Całkiem sympatyczny pomysł z tym lodowiskiem ...

... młodzież chętnie je odwiedza.

Historią Wieży Eiffla, nie będę zanudzał. Każdy ją zna ... a jeśli nie, to w skrócie było tak :
Wiadomo, że Francuzi lubią się pokazać. Machnęli więc wieżyczkę, która miała zademonstrować ich ówczesną potęgę gospodarczą i naukowo-techniczną. Zbudowano ją specjalnie na paryską Wystawę Światową w 1889 r, a po 20 latach miała być rozebrana. Konstruktor jednak nie chciał do tego dopuścić, przywiązał się do niej ... Założył na wieży laboratorium aerodynamiczne, później laboratorium meteorologiczne, co w niczym mu nie pomogło. Dopiero udane eksperymenty z telegrafem na szczycie ocaliły wieżę.

Pomimo złej pogody, udało mi się złapać ładne kadry ...

... Magdzie, zresztą też ;)

Marsowe Pola widziane z drugiego poziomu.

Weronice podoba się nowoczesna zabudowa La Défense.

W tle - Bazylika Sacré-Cœur.

CDN ...

poniedziałek, 14 lutego 2011

Zmiana planów ;) /update/

W związku z zamieszkami w Albanii i nie pewną sytuacją na Bałkanach, postanowiłem nie czekać na dalszy rozwój wydarzeń i zmienić plany otwarcia sezonu.

Nowy plan to Sardynia. Wylot 28 marca, powrót 8 kwietnia 2011r. Bilet mam już zakupiony więc odwrotu nie ma ;)

Zapraszam.

/update/

Zrobiłem właśnie film z Paryża. Można oglądać ...

Paryż 2011 r. from tcherpaq on Vimeo.

piątek, 11 lutego 2011

Blogerzy zmieniają świat - odc. 3

Ten wpis jest ostatnim moim konkursowym zadaniem. Kończę tę farsę, zaserwowaną nam przez organizatorów pod pozorem "Pracy jak marzenie". Im bardziej przyglądam się działaniom FUJI FILM POLSKA, tym bardziej jestem przekonany o słuszności mojej decyzji ... a szkoda, bo zapowiadało się ciekawie.

Zapraszam na kolejny wpis o szkodliwości zmian w otaczającym nas świecie.

Jestem Polakiem czy nie ??

PRL był państwem suwerennym, obecna "polska" - nie.

W którą stronę pójść ?? Ach, gdyby tak nadjeżdżał pociąg ...

Nie chodzi mi o to, że Polska przestała istnieć wraz z powstaniem Unii Europejskiej ... chodzi mi o obowiązek meldunkowy. Wydawałoby się, że wspaniała zmiana nam się szykuje. Od 1 stycznia 2014 roku przestaje on istnieć. Ale tak to ze zmianami jest, że nie niosą ze sobą nic dobrego ... Prawo do przemieszczania się jest moim prawem naturalnym i jego zmieniać nie potrzeba. Potrzeba po prostu do niego wrócić !!
Trochę wcześniej bo w sierpniu tego roku wejdzie w życie USTAWA z dnia 24 września 2010 r. o ewidencji ludności Dziennik Ustaw Nr 217 Poz. 1427. Nie dość, że znowu odbiera mi prawa do swobody przemieszczania się, to wprowadza inne prawo, całkowicie wynaturzone:

Art. 19. 1.
Numer PESEL jest zmieniany w przypadku:
1) ...
2) zmiany płci
3) ...

No jak dla mnie rewelacja. Kolejny powód za znienawidzeniem zmian. Do zmiany płci podchodzi się w sposób sugerujący naturalność tejże. Dokąd zmierzasz ?? ... o ludzkości !! ... Okiem wyobraźni widzę kolejne zmiany ... NFZ będzie refundował te zabiegi.

Czy bezdomny z potwierdzonym obywatelstwem polskim, jest Polakiem ?? Chciałem kupić kampera i podróżować po świecie. Niestety nie mogę, najpierw muszę kupić dom. Jeśli nie mam stałego adresu zameldowania, nie mogę się ubiegać o paszport ani o dowód rejestracyjny. Sięgnijmy wstecz. Skąd wymysł obowiązku meldunkowego ?? Pomysłodawcą był Włodzimierz Lenin, ale w Polsce wykonanie należało do hitlerowców. Wprowadzili kenkarty, aby łatwiej było nas policzyć i nami zarządzać. Władza radziecka dorzuciła jeszcze swoje trzy grosze: kawaler, żonaty, panna ... imię i nazwisko dzieci ... miejsce pracy ... chłop czy inteligent ... Po rozpadzie ZSRR, nawet w Rosji zniesiono bzdurny przepis. Nie wiem czy dzisiaj, nie jesteśmy jedynym krajem "europejskim" z takimi regulacjami. Hołdujemy komunistom i faszystom !! Całkiem przyjemnie na tym tle, bronią się legitymacje partyjne - obowiązkowe nie były.

Mam swój paszport. Kosztował mnie 250.000 zł. Nici więc z kampera, po świecie podróżuję ... rowerem.

Kolejny przykład to ostatnia zmiana w prawie rodzinnym i opiece społecznej. Upoważniono "opiekunki" do bezpodstawnego odbierania nam, naszych dzieci. W imię czego ?? ... Teraz każdy zazdrosny, zawistny, chory psychicznie sąsiad, przechodzień czy inny obcy, może decydować (zamiast sądu), co zrobić z moimi dziećmi. Wystarczy jeden telefon ...

gazeta.pl
tvp.info.pl
prawda2.info

Przykład legalnego handlu dziećmi.

Sąsiadka wie lepiej.

I my chcemy zmieniać świat ?? Najpierw przywróćmy porządek na własnym podwórku !! Wprowadzając takie zmiany, w niezepsutym jeszcze "trzecim świecie" wywołujemy kolejną wojnę !! ... partyzancką ... u nas zwaną terroryzmem.

Wszystkich dotkniętych, naszą destrukcyjną chęcią zmian - PRZEPRASZAM. Wiem, że to MY jesteśmy terrorystami ...

PS. Ciekawe kiedy wprowadzą zmianę pisowni słowa Polak ?? Skoro Polska stała się europejskim okręgiem, to na wzór "lublinianina" będzie "polak".

KONIEC

... chyba, że mnie sprowokujecie ...

środa, 9 lutego 2011

Blogerzy zmieniają świat - odc. 2

Niniejszy wpis jest moją odpowiedzią na konkurs "Praca jak marzenie". Zapraszam do zapoznania się z galerią konkursową, oraz fotoblogiem. Komentarze mile widziane - niestety wymagają zarejestrowania się w serwisie.

Mój pierwszy wpis Blogerzy zmieniają świat - odc. 1 wywołał dosyć duże poruszenie. Kontynuacja tematu jest próbą wyjaśnienia powstałych wątpliwości oraz dalszą częścią moich zmagań z otaczającymi nas zmianami.

Aby dostać się do własnego domu, potrzebuję klucza. To zrozumiałe !!

Ale do śmietnika ?? ... z kluczem ??

Na początek mój mały, biedny śmietnik. Postępowi ekolodzy z lubelskiego Urzędu Miejskiego, wpadli na genialny pomysł zmiany mojego świata poprzez zamknięcie wszystkich śmietników w mieście. Na szczęście nie udało im się to ... zamknęli śmietniki tylko na moim osiedlu. Wiele czasu upłynęło zanim dowiedziałem się o co chodzi i powiem szczerze, że sam bym na to nie wpadł. Powodem było podrzucanie śmieci przez innych mieszkańców miasta, a nawet z jego okolic. Wow !! Jestem pod wrażeniem !! Do czego prowadzą te zmiany ?? Faktycznie, w śmietnikach jest jakby mniej śmieci ... ale wkoło ... znacznie ich przybyło.

Nie ma problemu gdy śmieci podrzucane są pod śmietnik, następnego dnia zostaną uprzątnięte przez obsługę naszych wspólnot.

Mniej przyjemnie jest z "gabarytami" - dodatkowa, ciężka praca. Nie wierzę aby zostały one podrzucone przez kogoś "z zewnątrz".

Szczęście, że nasze osiedle ma naprawdę dobrego administratora, który perfekcyjnie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Istnieje jednak granica wspólnot i zaczynają się tereny miejskie, a tam już tak cudownie nie jest ...

Stanowczo gorzej gdy śmieci nie trafią nawet pod śmietnik. Zdjęcie wykonane w odległości ok 100m od śmietnika, jednak poza granicą wpływów naszej administracji.

Dodatkowo dochodzi problem "złomiarzy". Powszechnie uważamy się za wspaniałych ludzi, chętnie pomagamy bliźnim ... Dlaczego nie pozwalamy więc ubogim dorobić kilku groszy. Pozbawiamy ich niemałego zarobku, a siebie wstępnej selekcji odpadów. Nie dość, że Oni nie zarobią, to my zapłacimy więcej za wywóz nieczystości. Na znak protestu, mój śmietnik zawsze pozostawiam otwartym ...

Śmietnik otwarty ... a w środku czyściutko.

Ktoś może powiedzieć :
- Hola, hola !! Przecież Ty, też jesteś za zmianami !! Chcesz coś zmieniać !!
- O nie !! - odpowiem - To co się dzieje jest WYNIKIEM zmian ... ja jestem za powrotem do normalności !!

CDN ...

wtorek, 8 lutego 2011

Blogerzy zmieniają świat. - odc. 1

Niniejszy wpis jest moją odpowiedzią na konkurs "Praca jak marzenie". Zapraszam do zapoznania się z galerią konkursową, oraz fotoblogiem. Komentarze mile widziane - niestety wymagają zarejestrowania się w serwisie.

Miałem zupełnie inny pomysł na wpis konkursowy. Niestety go nie zrealizuję. Obecny, jest wpisem "ku przestrodze" oraz aktem protestu, przeciwko organizatorom konkursu "Praca jak marzenie", którzy postanowili zmienić "świat" konkursowy, wprowadzając coraz to nowe niejednoznaczne, działające wstecz interpretacje regulaminu, który sami stworzyli.

"Blogerzy zmieniają świat" - temat wspaniały ... i bardzo niebezpieczny. Czy naprawdę musimy zmieniać świat ? Nie jest wystarczająco piękny, takim jaki jest ? Pamiętajmy, że lepsze jest wrogiem dobrego. Kiedyś, w 1939 r. też ktoś, chciał zmienić świat ... Każda zmiana, jest tak naprawdę narzuceniem woli silniejszego. Nie zawsze w sposób zbrojny, ale zawsze w sposób jednoznaczny i wyniszczający. Wpychamy się na siłę z promocją naszej "kultury" w życie dzikich plemion, każdy odwet traktujemy jak wielką porażkę. Różnego rodzaju fundacje i organizacje charytatywne mnożą środki na kolejne próby zaprowadzenia ładu cywilizacyjnego w Ameryce Łacińskiej, Azji i Afryce. Później dziwią nas wiadomości z Egiptu ...

Teraz każdy bloger, niczym w filmie "Miss Agent", zapytany - Co chciałbyś zmienić ? - odpowie, że pragnie pokoju na świecie, chce walczyć z globalnym ociepleniem, czy wspierać głodujące dzieci ... Idee jak najbardziej słuszne, ale jest co najmniej milion powodów aby ich nie realizować.

Bloger, blogerem ... dostał temat więc musi napisać coś mądrego. Ktoś, kto zna świat jedynie z prasy, radio czy telewizji jest usprawiedliwiony. Za to, zupełnie nie rozumiem podróżników chcących zmian. Przecież to dlatego podróżujemy. Aby podziwiać różnorodność. Czyż nie ? Co by to było gdyby każdy z nas chciał i mógł ... mam nadzieję się nigdy nie dowiedzieć.

Nie chcę zmieniać świata. Chcę pokazać go takim jaki jest. Bo to nie podobieństwo, a odmienność kultur zachęca ludzi do ich poznania ...

... choćby poprzez przyjście na wystawę fotograficzną ...

... i rozmowę o ich "dziwactwach".

Wszystkim pragnącym zmienić świat, mówię stanowcze NIE !!

poniedziałek, 7 lutego 2011

Paris AD 2011 - odc. 1

Szczęśliwa Niśka, chwilę po wylądowaniu samolotu.

Pomysł z Paryżem to spontaniczne zabukowanie blietów Ryanair. CCC - cena czyni cuda ;) Nie mogłem się więc oprzeć i postanowiłem zabrać ze sobą Weronikę na jej pierwszy samolotowy rejs. Pomysł spodobał się również Magdzie. Szybko doklikałem jeszcze jeden bilet ... Całość kosztów podróży tymi liniami dla trzech osób i bagażu to 390 zł. Później telefon do mojej mamy i już wiemy, że wszystko pójdzie jak trza. Zaopiekuje się małą Ariadną, a my wredni rodzice możemy odlecieć.

W hotelu - istne finansowe szaleństwo - 40 €

Tanie linie lotnicze lądują na lotnisku dumnie nazywanym Paris-Beauvais. Jest to lekkie nadużycie, gdyż lotnisko znajduje się ponad 80 km od Paryża. Zatrzymujemy się tu na jedną noc. Jest późno, chcemy odpocząć, a jutro zwiedzić trochę miasto. Okazuje się, że dobrze robimy bo w mieście jest kilka atrakcji. Główna, to gotycka katedra o najwyższym sklepieniu na świecie - 48,5 m.

Katedra obecnie grozi zawaleniem i trwają prace stemplarsko-podpórkowe.

Wewnątrz katedry znajduje się ciekawy zegar astronomiczny.

Beauvais (ok 50 tyś. miszkańców), to ogólnie miłe miasteczko, chociaż z przerażeniem czytałem informacje na wikipedii ... 43% ludności zajmuje lokale o czynszu subsydiowanym, do tego jeszcze miasto zatrudnia 130 ogrodników. Socjalizm rozwinięty bardziej niż za ZSRR.

Przyjemnie się spacerowało wąskimi uliczkami ...

... niczym u nas, ani ładniej, ani czyściej ...

... zagracone podwórka ...

... połatane i dziurawe ulice.

Przewaga Beauvais nad polskimi miasteczkami to przede wszystkim wszędobylskie ławeczki ...

... i toalety publiczne.

Transport we Francji jest naprawdę drogi. Stanowczo bardziej wolę podróżować, niewygodnymi kolejami polskimi za 12zł, ukraińskimi za 8hr (3,2zł.), czy mołdawskimi za 5 lei (1,5 zł.) niż równie niewygodnymi, ale ładniej wyglądającymi i trochę szybszymi kolejami francuskimi za 13 €. Autobusy są jeszcze droższe ...
Ciężko się dogadać z Francuzami nie znając francuskiego ;) W Polsce też trudno nie znając polskiego, ale znając angielski damy radę. Tam funkcjonuje tylko francuski. Na szczęście istnieje uniwersalny język migowy i za jego pomocą udaje nam się zanabyć odpowiednie bilety.

Wreszcie na peronie.

sobota, 5 lutego 2011

Wernisaż - krótka fotorelacja.

No to pierwszą, autorską wystawę mam już za sobą. Było trochę tremy, ale ... ślubna moja oraz pierworodna, ubrały swoje marokańskie suweniry, co było dodatkową atrakcją, pozwalającą odciągnąć uwagę zebranych od mojej speszonej osoby.



Jakoś tak przyjemnie mi się zrobiło, gdy pełni zachwytu goście bili mi brawo. Widziałem szczere zafascynowanie moimi fotografiami oraz podróżami. Nie spodziewałem się, aż tak ciepłego przyjęcia. Nie zraziła ich nawet moja trema i zmieszanie podczas improwizowanego przemówienia. Takie reakcje pozwalają mi przetrwać w ciężkich chwilach i zachęcają do kolejnych podróży. Miło mi również, że jestem pierwszym reportażystą, z tematem fotografii podróżniczej goszczącym w tej galerii.



Pragnę podziękować wszystkim przybyłym, za szczere słowa zachwytu i poparcia. Szczególnie dziękuję :
- mojej małżonce - za wiarę we mnie oraz za pozwolenie mi na takie hobby
- mojej mamie - za pomoc w opiece oraz w prowadzeniu domu, podczas moich podróży
- Pani Dyrektor DDK Bronowice, za udostępnienie Galerii do moich potrzeb




Dziękuję również Panu Tomkowi. Jego wyjątkowo przyjemny występ muzyczny uprzyjemniał nam rozmowy fotograficzno-podróżnicze.


Bardzo podobał się gościom pokaz slajdów. Nawet najwięksi ignoranci składali mi gratulacje ... stwierdzali też, że wreszcie dane im jest zrozumieć moje dziwactwa ;)





Mam nadzieję, że po wczorajszym sukcesie uda mi się zachęcić Galerię Krańcową oraz inne jej podobne, do częstszych wystaw podróżniczych. Może uda się zainicjować imprezę cykliczną ...

Zapraszam na stronę organizatora http://ddkbronowice.pl/