piątek, 30 kwietnia 2010

Zmiana planów.

Wyjazd do Lwowa przełożony. Weronika zdecydowała się towarzyszyć mi w majowej podróży, więc dostosowałem plany do wspólnego wyjazdu. Jedziemy pociągiem do Małkinii i na początek trasa Treblinka-Nowogród, a później powrót trochę inną drogą Nowogród-Małkinia.

środa, 28 kwietnia 2010

Zaproszenie na Majówkę.

Zapraszam wszystkich chętnych na "Lwowską Majówkę".

Plan jest taki:

Piątek - 17:50 wyruszam pociągiem do Przemyśla
Sobota - Przemyśl - Lwów
Niedziela - Lwów - Hrebenne
Poniedziałek - Hrebenne - Zwierzyniec
Wtorek - Zwierzyniec - Lublin

Łącznie ok. 320 km do pokonania rowerem w cztery dni.

Noclegi :

Przemyśl - Train Station ;)
Lwów - kwatera prywatna
Hrebenne - cumulus humilis
Zwierzyniec - cumulus congestus

Posiłki:
Co ugotuję to zjem, a we Lwowie jakaś włoska kuchnia na mnie czeka ...

Koszty.
Biorę ze sobą 50 euro i mam zamiar uskutecznić w tej kwocie jakąś małą kontrabandę ;) plus ok 50 zł pociąg, plus 50 zł życie w Polsce.

Jeśli ktoś chętny - zapraszam. Czasu już mało !!

Pozdrawiam

niedziela, 25 kwietnia 2010

"Dziki Sezon" rozpoczęty.

Właśnie rozpoczęliśmy z Weroniką sezon noclegowy 2010r. Postanowiliśmy pojechać na jakąś "bezcelową" wycieczkę z namiotem. W drodze "bezcelowość" zmieniliśmy na celowość ;) Celem był Krzczonów, do którego w sumie nie dotarliśmy bo pomyliliśmy drogi, a w międzyczasie znaleźliśmy ciekawą miejscówkę. Tak więc przejechaliśmy 25 km i obozowisko rozbiliśmy w bardzo starym, bardzo ładnym podlubelskim lesie.

Wcześniej jednak nie było tak pięknie. Cały urok wiosennych pól, był brutalnie przerywany przez wysypiska śmieci. Niestety coraz więcej widzę takich właśnie zachowań. Tak dzisiaj wyobrażamy sobie czystość. I odnoszę wrażenie, że im więcej idzie kasy na walkę o "czyste powietrze", tym więcej takich wysypisk nam powstaje. Ludzie mają w dupie tą całą ekologię i tyle !! I całkiem słusznie zresztą ... Niech oddadzą nam nasze pieniądze, a będzie nas stać na zapłacenie za wywóz śmieci !!

Musiałem mocno uważać przy kadrowaniu, aby ...

... nie objąć tego "piękna polskiej wsi".

Wysypisk było dwa, a między nimi ... No właśnie !! Piękne jest to, że tak niedaleko dużego miasta istnieje taki krajobraz. Niczym z filmów Kolskiego. A ja zastanawiałem się gdzie on znajduje takie klimaty ?? A takie klimaty są wszędzie, w całym naszym pięknym kraju ... tylko nie zawsze je dostrzegamy, bo się ciągle śpieszymy.

Inni "wielcy" świata filmu też dostrzegli uroki okolic Lublina ;) Oto przykład inspiracji :

- Wiesz Nika ... ten widok przypomina mi taki jeden film ...
- No i mi też.
- Tak, a jaki ?? - zapytałem myśląc, że to kolejna ściema małego dziecka.
- No nie pamiętam tytułu, ale ten o tych muzykach co sprzedali dusze diabłu.
- Crossroads ??
- Taaaaak !! Fajnie tu, jak na filmie. Może i my podpiszemy tą karteczkę ??
- Cyrograf ?? Czyś ty zgłupiała ????
- Przecież wiesz, że żartuję. Nie muszę podpisywać bo i bez tego jestem bardzo zdolna i mądra.

To na tym rozdrożu, Robert Johnson podpisał cyrograf, dzięki czemu stał się najlepszym bluesmanem na świecie ;)

- Tato, skoro mamy takie piękne crossroads to zróbmy małą sesyjkę. Mogę Ci zrobić zdjęcie ??
- Ok. Odpocznijmy trochę pod tym drzewem.
- Pamiętasz tato ten pojedynek na gitary ??
- Pewnie, że pamiętam. Moja ulubiona scena.
- No moja też. Chciałabym tak grać na gitarze albo harmonijce.
- No to trzeba dużo ćwiczyć ... chociaż nie wiem czy Steve Vai mógłby sam z siebie tak się nauczyć.
- Może on też ... tak jak Robert Johnson i Ślepy Pies Fulton ??
- Może ...




Poopowiadaliśmy sobie jeszcze zapomniany film i ruszyliśmy w dalszą drogę. Następne rozdroże i trudny wybór. Skoro Czerniejów 2 km w prawo, a droga na wprost nie wzbudziła w nas chęci jazdy, to jedziemy w lewo. Gubiąc drogę, zajechaliśmy do sympatycznego lasku, gdzie ugotowaliśmy sobie zupkę. Po obiadokolacji i wyborze odpowiedniego miejsca pasibrzuchy rozbiły namiot.



W nocy temperatura spadła w okolice zera i nieźle nas wytelepało, ale daliśmy radę ;) Żyjemy !! ... i ruszamy w drogę powrotną. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy, ale z drugiej strony ... na szczęcie wszystko co dobre, dobrze się kończy !!


A to mapka, naszego krótkiego wypadu. Łącznie coś koło 50 km, stylem dowolnym ;) i spełnienie jednego marzenia mojego dziecka ... dziki nocleg w dzikim lesie.

piątek, 23 kwietnia 2010

Dwa litry potu ...

- Tato ... kiedy wreszcie mi kupisz "Barbie na balu" ?? - zapytała córka świeżo po powrocie ze szkoły.
- Przecież Ci mówiłem, że nie kupię żadnej Barbie, a już tym bardziej na balu dla homosiów !! - odparłem jak zwykle w takich przypadkach.
- Tato !! Ale pani w klasie mówiła, że to są normalni ludzie !! Mają rodziny, dzieci ... Zresztą była bardzo miła, pogłasiała mnie po pleckach, poklepała po pupie, pocałowała w szyjkę ...
- Jejku !! Dziecko !! Co ty opowiadasz ?? Jaka pani ??
- No jak to jaka ?? Pani, no jakaś tam ... bijka, ale nikogo nie pobiła. Mieliśmy właśnie lekcje o wychowaniu. Rozdała nam nawet fajne książeczki, inne dla dziewczynek, a inne dla chłopców. Komiksy ...
- Pokaż córciu - zagadałem zainteresowany.
- Poczekaj tatusiu ... gdzie ja to mam ?? ... O !! Jest !! ... Przeczytać Ci ?? ... "J...aaa...k zoooo...ss...tać lees..biiiiij...ką". - wydukała córka.
- Co jest KURWA ?? !! - nie wytrzymałem.
- Tatusiu !! Nie klnij !! Muszę odmówić różaniec.
- Co ?? - zapytałem jeszcze bardziej zdziwiony.
- Pani od religii nas spowiadała. I przyznałam się, że Ci pomagałam powiesić na drzwiach tą kartkę, no wiesz, tą z napisem "Pedałom wstęp wzbroniony". Dała mi pokutę - dziesięć zdrowasiek, a potem jak powiedziałam, że nie zgłosiłam o tym na komendę to mi jeszcze dołożyła ... Więc jak ?? Kiedy dostanę tą Barbie ??
- Przed chwilą Ci powiedziałem, że nie kupię żadnej Barbie !! - powiedziałem stanowczo.
- A wiesz co jeszcze mówiła ta pani ?? ... Mówiła żeby zgłaszać każdy przypadek przemocy w rodzinie ... więc ten klap z zeszłego tygodnia ... aaaaa !! I jeszcze mówiła coś o protestowaniu, czy jakoś tak.
- O czym ?? O jakim protestowaniu, konfidentko jedna !!
- No wiesz ... pamiętasz jak się wczoraj kąpałam i wszedłeś do łazienki ?? Byłam nago, a Ty powiedziałeś, że jestem śliczna dziewczyna i umyłeś mi całe ciałko.
- I co to ma wspólnego z protestowaniem ?? Jestem Twoim ojcem więc mogę Cię dotykać, umyć, wytrzeć pupę ... choć w dzisiejszym, posranym świecie bardziej by to molestowaniem mogło być - dodałem mrucząc pod nosem.
- Ototototo ... Właśnie o to jej chodziło !! - wykrzyknęła dumna z siebie.
- ... ??
- ... więc jak ?? ... Kupisz tą Barbie ??
- ... ?? ... !! - zaniemówiłem całkowicie.
- No dobra, powiem wprost !! - zmieniła ton na wyjątkowo stanowczy - Albo Barbie, albo dziesięć latek !!!!

Obudziłem się zlany potem pięć minut temu ... Co za czasy ?? ... Nawet sny mam klasy "B".

Dodam tylko, że sen był na szczęście mocno odrealniony i wiem, że nie byłem w nim sobą a moja córka nie była żadną z moich córek, ani żadną ze znanych mi postaci.

sobota, 17 kwietnia 2010

Przez "Rio de Janeiro" do Bychawy ;)

Na prośbę kilku osób dostosowałem trochę szablon bloga i wyświetlane zdjęcia będą w ciut większym rozmiarze. Czas przejść z rozmiaru S na co najmniej XXL ;) No może nie od razu ... stopniowo. Dzisiaj więc rozmiar L !!

Od jakiegoś czasu chodziło za mną odwiedzenie ruin zamku w Bychawie. Dzisiaj wreszcie się zebrałem i pognałem swym nieumytym jeszcze po Maroko bicyklem. Mieliśmy jechać wspólnie z Weroniką. Taka mała wyprawa z namiotem na dwa dni, ale ostatecznie W pojechała do babci, u której dowiedzieliśmy się, że trwa w najlepsze zlot bachorów. Pojechałem więc sam.

W sumie, to lubię jeździć sam, bo dużo czasu na odpoczynek mam ;)

Nie lubię jeździć dwa razy tą samą drogą, więc zrobiłem małe kółko. Do Bychawy pojechałem przez nasze małe podlubelskie "Rio de Janeiro" czyli Żabią Wole, gdzie parafianie wraz z ks. proboszczem uknuli niezłą "intrygę" i machnęli sympatyczną kalwarię z Chrystusem na brazylijskiej licencji w roli głównej. Zahaczyłem też o pobliskie, jedyne w Polsce, Technikum Pszczelarskie.

Brazylijska licencja przyjęła się jak widać, nie tylko w sześciomilionowym Rio.

A przy Technikum Pszczelarskim "Przesyłki listowe wyjmuje się", ale tylko pod warunkiem, że "każdy adres z kodem pocztowym" jest zaadresowany na "Janina Nowak ... Gniezno"

Zamek bychawski, podobnie jak sama Bychawa, czasy świetności ma już za sobą. W 1537 roku król Zygmunt Stary wydał kasztelanowi lwowskiemu Mikołajowi Pileckiemu herbu Zielona Pietruszka ... przepraszam ... herbu Leliwa, przywilej na założenie miasta obwarowanego i wzmocnionego zamkiem. Podstawą było całkiem sensowne prawo magdeburskie oraz pozwolenie na cotygodniowy targ i dwa jarmarki rocznie. Niestety kilkaset lat później Konstytucja 3 Maja "krwawo" rozprawiła się z wszelką normalnością. Nie było więc już miejsca na prawo magdeburskie, a Zwierciadło Saskie znowu uznano za "heretyckie".

Herb miasta Bychawa. Trochę uproszczony i wybrakowany.

Tak więc po XVI-XVII wiecznym rozkwicie miasta nastały długie lata "nieurodzaju" spowodowanego przez powstanie kozaków, potop szwedzki, zarazy i pożary. Żeby za łatwo nie było, XIX wieczny właściciel miasta, niejaki hrabia Karol Scipio del Campo, doprowadził miasto do całkowitego upadku. Kajetan Koźmian przyrównując go do Scypiona Afrykańskiego, który był zniszczył Kartaginę, nadał mu przezwisko Scypion Bychawski. Miasto jednak przetrwało i dzisiaj jakby trochę się odbiło. Sam zamek to niestety tylko ładnie położona na wzgórku, wśród drzew i stawów ruina bez szans na "pogodną jesień".

Jak widać, ZAKAZ WSTĘPU ...

... ale, że co ?? że niby, ja nie wejdę ?? ...

... może za kratki nie trafię ...

... przecież to nie ja wyśprejowałem te ściany ...

... ani nie ja, spożywałem produkt krajowy i zabużański w miejscu publicznym.

Legend dotyczących zamku nie znalazłem wielu ... no dobra znalazłem tylko jedną, ale ciekawą. I choć mam inne zdanie na temat owej "niewidzialnej siły" wrzucającej do zalewu to przytoczę ją w oryginale ;)

Legenda o białej damie dotycząca ruin zamku w Bychawie.

Nieopodal miasta około 1,5 km. na wzgórzu nad zalewem w czasach Zygmunta Starego zbudowano zamek obronny, który niestety uległ zniszczeniu. W 1725r. W jego miejscu stanął pałac, z którego pozostały jedynie ruiny. W godzinach rannych ma się tam ukazywać postać białej damy o czym opowiadają rybacy i grzybiarze, którzy tamtędy chodzą. Twierdzą, że słychać wtedy odgłosy muzyki i śpiew kobiecy. Zazwyczaj starają się omijać to miejsce, ale był podobno jeden śmiałek, który tego nie zrobił. Wtedy to przechodząc koło ruin jakaś niewidzialna siła wrzuciła go do zalewu . Po tym zdarzeniu ktoś mu doradził, żeby następnym razem jak będzie tamtędy szedł i usłyszy muzykę zmienił krok na taneczny. Tak też zrobił i o dziwo nic mu się nie stało. Ma to prawdopodobnie związek z tym, że duchem białej damy jest Ewa Gałęzowska, która mieszkała kiedyś w tym pałacu. Była bardzo bogata i uwielbiała muzykę i taniec. Była królową każdego balu i może dzięki temu, że rybak z nią zatańczył nic mu nie zrobiła.


Czy w tak pięknych okolicznościach przyrody ...

... od kogoś, kto nawet nie ma okien w pokoju ...

... mogło by cokolwiek grozić takiemu śmiałkowi ??

Znalazłem jeszcze coś, co legendą raczej nie jest, ale zadatki na nią ma ;)

"Dawno, dawno temu w bychawskim zamku, położonym na niewielkim wzniesieniu pośród malowniczych krajobrazów, mieszkała rodzina szlachecka – właściciele Bychawy. Mąż i żona byli już w podeszłym wieku i nie mieli dzieci. Edward (bo tak miał na imię mężczyzna) martwił się, że nie będzie miał swojego następcy, dziedzica. Po pewnym czasie Katarzyna (żona Edwarda) oznajmiła mężowi, że jest w ciąży. Wielka radość zapanowała w zamku. Miesiące mijały. Służba oraz sam Edward troskliwie opiekowali się Katarzyną, by urodziła zdrowego syna. Minęło lato i nastała złocista jesień. Okolice zamku wyglądały przepięknie o tej porze roku. Pewnego jesiennego wieczoru wydarzyła się rzecz straszna. Katarzyna straciła dziecko. Okropnie rozpaczała z tego powodu, przecież obydwoje z Edwardem bardzo pragnęli mieć syna. Ich serca ogarnął smutek i ból. Nawet wśród służby panowała atmosfera przygnębienia. Katarzyna nie mogąc pogodzić się ze śmiercią Edwarda II szlochała całymi dniami, a i w nocy nie szczędziła łez. Kiedy tak bardzo płakała, dół wokół zamku zaczęły wypełniać łzy Katarzyny, aż w końcu powstało jezioro, które znajduje się w tym miejscu do dziś".

Mój bicykl na tle "łez Katarzyny".

Do domu wróciłem przez Piotrków. Wjeżdżając do Jabłonnej, zobaczyłem na przystanku inny herb. Znowu w uproszczonej formie, zakazany już dzisiaj herb szlachecki rodu Boreyko ;) To oczywiście pół żartem, pół serio. Szkoda, że dzisiaj ten znak-symbol kojarzy się tylko z jednym ... a przecież w starożytności "przynosił szczęście".

Herb szlachecki rodu Boreyko ...

... tu w ujęciu panoramicznym.

Całość mojej dzisiejszej wycieczki wyglądała tak :

czwartek, 15 kwietnia 2010

Konzentrationslager Lublin.

Dzisiaj poruszę temat, który przez długi czas nie wiedziałem jak ugryźć. Dalej w sumie nie wiem, ale spróbuję ... Podstawowa trudność to, w jaki sposób podawać liczby ofiar ?? Po pierwsze, liczby te były przez dziesięciolecia fałszowane i zawyżane, po drugie rozbite były na ... no właśnie ... na co ?? Podawano oddzielnie liczby ofiar żydowskich, polskich i innych. Jak doszli do takich liczb ?? Skąd wiadomo ilu zginęło żydów, skoro większość z nich była Polakami ?? Czy ustalano to po narodowości ?? Po wyznaniu ?? Czy według archiwów obozowych ?? W moim więc odczuciu, rozbijanie tych liczb jest bez sensu i będę operował liczbami ogólnymi. Człowiek is człowiek !! I nie ważne jaki ma kolor skóry, wyznanie czy przekonania. Każdy ma prawo do życia, chociaż mordercom z chęcią zaaranżowałbym spotkanie z Najwyższym. Następny problem to zawsze powtarzana "darmowa siła robocza". Dla kogo darmowa, dla tego darmowa. Z jednej strony normalne chyba jest że więźniowie powinni pracować za darmo. Takie są prawa wojny. Wojnę prowadzi się przecież dla "łupów". Z drugiej strony przecież utrzymanie takiego obozu było mocno kosztowne. Więc ta "siła" na pewno nie była darmowa.

Pomnik Walki i Męczeństwa ...

Nigdy nie oceniam żadnej tragedii pod względem "wartości", nie doszukuję się plusów. Zło jest złem i nie można szukać dobrych stron zła, jak czynią to niektórzy !! Chociaż szczerze powiedziawszy chciałbym módz rozróżnić tu kilka stopniowań. Co było gorsze ?? Pacyfikacja Indian Ameryki Północnej, australijskich Aborygenów, czy żydów i Polaków ?? Czy mogłaby istnieć lepsza lub gorsza wojna ?? Lepsze lub gorsze ofiary ?? Mam nadzieję, że na podstawie tych słów, nikomu nie przyjdzie do głowy zarzucanie mi skłonności profaszystowskich. Nie jestem również antysemitą, chociaż ... ma rację Stanisław Michalkiewicz, że dzisiaj nie jest antysemitą ten co nie lubi żydów tylko ten którego nie lubią żydzi. Tyle słowem wstępu !

... tu, od wejścia strony.

Jest w Lublinie wiele miejsc, które były świadkami wielu morderstw. Morderstwo zawsze będzie złem, w przeciwieństwie do np. zabójstwa. Przygotowując tego posta nawet nie zdawałem sobie sprawy, że ktoś może nie widzieć różnicy między morderstwem a zabójstwem. A jednak ... mało kto ją dzisiaj widzi. Upraszczając: morderstwo - to zawsze akt wyrachowania, zaplanowania, przemyślenia i premedytacji. Zabić zaś można przypadkowo i niechcący. Zresztą w "Biblii" jest to dobrze wytłumaczone i opisane. Na świętych tablicach Dekalogu, nie było przykazania "Nie zabijaj", było za to "Nie morduj". Dlaczego to zmieniono ?? Nie wiem.

Mauzoleum. Krótka modlitwa za zamordowanych.

Wracając do głównego tematu oraz mojej niechęci do stopniowania zła. Jest w Lublinie miejsce szczególne. Miejsce które widziało 80 tysięcy morderstw. Takiej kumulacji chyba tu jeszcze nie było. Mowa o Konzentrationslager Lublin. Szczytem szczytów była akcja o wymownej nazwie "Dożynki", podczas której popełniono ok. 18 tysięcy morderstw jednego dnia.

Przy następnych zdjęciach powstrzymam się od komentarzy.






Zawsze po odwiedzeniu takich miejsc wracają te same pytania. Wracają jak bumerang i na nowo się zastanawiam i analizuję. Taka prawdziwa chwila refleksji, a nie azjanistyczna retoryka. Czy na pewno jest potrzebne takie miejsce kultu ?? Czy napewno istnieje ono "Ku Przestrodze" ?? Czy przypadkiem ktoś nie czerpie z tego "masochistycznej" przyjemności ?? Czy nie prowadzi to do chęci naśladownictwa ?? Czy nie poddaje się komuś pomysłu ?? Świat pełen jest świrów. A jak wiadomo w naturze ludzkiej jest wykorzystywanie wiedzy, nauki i historii przeciwko ludzkości. Większość wspaniałych wynalazków wypaczono na potrzeby ludobójstwa. Ogień, maszyna parowa, rozszczepienie atomu ... oj, nie da się wymienić wszystkich wynalazków, które zostały stworzona na potrzeby ludzkości, a wykorzystane przeciwko niej. Czy nasza cywilizacja zmierza do samozagłady i nikt nie potrafi jej powstrzymać ?? Jak to się mawia: Kruk nie wykole oka krukowi ... bo czyż kruk mógłby dorównać człowiekowi ??
Martwi mnie też historia z perspektywy supermocarstwa Unii Europejskiej. Trwają prace nad stworzeniem nowych podręczników do historii, gdzie nacisk będzie położony na przyjaźń polsko-niemiecką. Już widziałem informacje o "polskich obozach zagłady". Więc chyba w tym kierunku to zmierza.


A temat robi się coraz trudniejszy. Im bardziej w niego brnę tym bardziej się "pogrążam". W tej kwestii każde zagadnienie jest pułapką. Co nie powiem będzie źle. Nie wiem też, jak ocenić podawaną datę wyzwolenia obozu. Co z tego, że obóz wyzwolono 23 lipca 1944r, skoro wyzwoliciel pod postacią Armii Czerwonej ustanowił nowy obóz. Z rąk SS trafił w ręce NKWD. Dobito trochę jeńców cywilnych, dowieziono polskich żołnierzy. Tak ceniona niemiecka solidność, dokładność i rzetelność stworzyły infrastrukturę niezależną od opcji politycznej. "Diabelski młyn" kręcił się dalej. Potrafi mi ktoś powiedzieć co było "lepsze-gorsze" ??


Na koniec, z poczuciem niedokończonego tematu, życzę nam wszystkim aby "wykastrowano" zło drzemiące w ludzkiej "naturze". I pamiętajcie, że aby zwyciężyło zło, wystarczy obojętność ludzi dobrych !!

A wszystkim fałszerzom historii i zakompleksionym psychopatom żądnym władzy życzę takiej "altanki" na jego podwórku. Oczywiście z obsługą.

I niech wszyscy oni zamieszkają pod tym adresem !

Myślę, że ciąg dalszy nastąpi ...

sobota, 10 kwietnia 2010

"Szwedzki" skansen w Lublinie.

Dzisiaj z Weroniką odwiedziliśmy lubelski skansen, czyli Muzeum Wsi Lubelskiej. "Skansen" to zapożyczony z języka szwedzkiego termin określający muzeum kultury ludowej na wolnym powietrzu. Wielki folklor w wielkim mieście ...
Wczesna wiosna niestety nie jest najlepszą porą do odwiedzin tego miejsca. Trwające prace konserwacyjne i polowe, pozamykane zwierzęta, oraz ogólna szaruga tworzą nieciekawy klimat do spokojnego spaceru i odpoczynku. Jedyna zaleta to zupełny brak ludzi, dzięki czemu mogliśmy bezpiecznie zostawić rowery przy wejściu i fotografować bez czekania aż ludzie zejdą z kadru ;)
Lubelszczyzna zaprezentowana tam jest w siedmiu "dzielnicach": Wyżyna Lubelska, Miasteczko, Powiśle, Zespół Dworski, Podlasie i Nadbuże.
Na szczęście większość prac polnych wykonywanych jest metodą tradycyjną. Bardzo podobało nam się oranie pola starym pługiem, do którego za pomocą chomąta przyczepiono dwa kuniki. Ciekawostka: chomąto jak miliony innych, genialnych wynalazków, jest tworem chińskiej myśli technicznej ;)

Może nie wyglądają na najszczęśliwsze koniki na świecie, ale to raczej z powodu braku roboty, a nie z jej nadmiaru.

Pamiętam jak dziadek pokazywał mi konika, byłem taki dumny że mogłem chodzić z nim na spacerek. Teraz ja dziecku pokazuję konia w skansenie, a moje dziecko swojemu to już pewnie na filmie ;) Jak kiedyś na "Misiu" ojciec pokazywał w kinie synowi "patrz synu, to jest baleron", tak ja teraz dziecku "patrz córciu to jest konik, świnka, kaczka, gęś ... drób". A moje dziecko co ?? ... cip, cip, cip do świnki jak na innym filmie. No może jeszcze tak źle to z nami nie jest, staramy się wiele dziecku pokazywać. Ale to już przecież raczej taka "turystyka" niż "życie W".

Pierwszym eksponatem w muzeum oraz na naszej drodze, był wiatrak z Zygmuntowa, rocznik 1918, który przy dobrych wiatrach osiągał wydajność 400 kg ziarna na godzinę.

Ten wiatrak mówi Dzień Dobry, od niego wszystko się zaczęło.

A tutaj układ napędowy w zbliżeniu.

Wewnątrz stały sprzęty niezbędne młynarzowi.

Później były: Kuźnia z Urzędowa (1915r.), Kapliczka z Kolanówki (kopia), Zagroda z Urzędowa (1784r.), Studnia z Błażka (ok. 1870r.), Zagroda z Niemiec (1890r.), Zagroda z Żukowa (koniec XVIII w.), Chałupa z Tarnogóry (1773r.), Olejarnia z Bogucina (kopia), Zagroda z Żabna (1895r.). Zabudowania te należą do "Wyżyny Lubelskiej", którą jako że jest udostępniona w całości, zwiedziliśmy dokładnie.

Duży okólnik gospodarczy (XIXw.)

Następne było "Miasteczko". Istniało niestety tylko oczyma wyobraźni, sięgającymi roku 2012. Być może ... chociaż nie. Na pewno !! ;) A póki co, jedynym jego eksponatem był XVII w. kościółek.

Kościół z Matczyna "podwaliny" Miasteczka.

Aby dostać się z Miasteczka do Powiśla, trzeba przejść przez cmentarz.

Powiśle - dosyć ciekawie i urokliwie położone w zagłębieniu pomiędzy dwiema górkami sławinkowskimi. Na rzece Czechówka, przez nas, miejscowych zwanej "ściekówka", zbudowano jakiś stawik, rozłożono kilka kładek i mostków, zwieziono kilka chałup.

Krzyż graniczny majątku Sławin-Zdrój, strzegący wejścia na Powiśle ...

... zresztą później też same przeszkody, po kamykach na drugi brzeg stawu ...

... i po chybotliwej kładce na drugi brzeg ściekówki ...

... a na koniec, przygotowano nam most !

Niestety na dzisiaj to już koniec. Nie będzie krótkofotopisu na temat pozostałych części muzeum. Pojawi się w przyszłości ... może ... jak naładuję baterie do aparatu, bo dzisiaj znowu ganiałem z rozładowaną. Nawet wziąłem zapasową, ale nie z tej kupki co potrzeba ... Z naładowaną baterią aparat powinien działać lepiej ?? Jak sądzicie ?? ...

Dwór z Żyrzyna.

Cerkiew grekokatolicka.

PS. Właśnie zakupiłem najnowszą płytę Massive Attack. Dłuuuuugo się czekało, ale jak zwykle jest genialna. POLECAM.