niedziela, 24 stycznia 2010

7 urodziny mojej dziewczyny ;)

Ożyło właśnie we mnie kilka wspomnień ...

Z żoną pobraliśmy się 22 grudnia 2001r. Pamiętam jak dziś, że dzień zaczął się od bardzo przykrej wiadomości. Zmarł właśnie mój ulubiony polski artysta - muzyk Grzegorz Ciechowski. Całe moje młode życie było pośrednio z nim związane. Wraz z zespołem przerobiliśmy praktycznie cały repertuar REPUBLIKI. Szkoda że go nigdy osobiście nie poznałem. Moje dla niego uwielbienie oraz te same inicjały, przełożyło się na nadane mi przezwisko " OBYWATEL GC ".
Dokładnie jeden rok, jeden miesiąc i jeden dzień później urodziła się moja pierwsza córka ...
23 stycznia 2010r. Weronika skończyła siedem lat. Były prezenty, był wspaniały tort, super goście i świetna zabawa ;) Ci których przestraszyła temperatura -20C mogą tylko żałować, że nie objął ich wieczorny program artystyczny. Był występ teatralny z przedstawieniem "Trzy księżniczki i zaczarowana fryzjerka", był też wielki koncert urodzinowy. Odśpiewano wielkie arie operowe w nowej aranżacji oraz tradycyjne STO LAT, choć jak Weronika słusznie zauważyła wielkie to nieszczęście tyle żyć ;) Dzieci chyba weszły już na wyższy poziom świadomości i swoimi zabawami udowodniły, że my dorośli możemy się od nich wiele nauczyć ;) Wiele radości, wiele krzyku ale żadnej kłótni, nawet takiej mini-mini. BRAWO !!
A dla nieobecnych łasuchów, czytających te słowa mamy trochę wirtualnego tortu ;) SMACZNEGO.


PS. Pod własnym dachem powstała mi właśnie konkurencja. Weronika również zaczęła pisać pamiętnik ;) chociaż jej będzie chyba jeszcze bardziej osobisty bo ciągle zamyka go na kłódkę ;)

sobota, 23 stycznia 2010

Iza o sobie ...

Nie doceniłem mojej współspaczki, zarzucając jej wymigiwanie się ;) Oto ona ...


Pochodzę z Kędzierzyna – Koźla, ale od czasu wielkiej powodzi czyli od 1997r. mieszkam we Wrocławiu. Tzn nie przez powódź, a raczej zbieg okoliczności, szybkich decyzji i gnanie za swoją drugą połówką, która mieszkała we Wrocławiu. Kierunek??? taki, że trudno się dostać, ale jak się dostaniesz, to jeszcze trudniej wylecieć hahaha.
Przygodę z podróżowaniem rozpoczęłam już w podstawówce, ale prawdziwego bakcyla połknęłam w szkole średniej kiedy pojechałam razem z Wrzosem (turystyczne stowarzyszenie KK) na rajd cmentarny w Gorce, w listopadzie. Było zimno, mokro, mgliście i prawdziwie cmentarnie, miałam super nowe buty, które w przeciągu dwóch pierwszych godzin tak obtarły mi stopy że reszta wyprawy była tylko „sykaniem i jąkaniem” co nie zmieniło mojego nastawienia do wędrówek górskich: spania w wiatach, szałasach, spędzania nocy przy ogniskach i poznawania innych ludzi. Potem odkryłam mój ukochany Beskid Niski i jak na razie nic go nie przebija.
Potem były wyprawy autostopem po Europie (Słowacja, Czechy, Francja, Niemcy, Anglia – (fakt że tylko dwa dni bo drogo :) ).
Rowerem właściwie nie podróżowałam, tylko na Mazurach z sakwami ale było i tak uroczo. Rower służy mi jako środek transportu co w zakorkowanym Wrocławiu jest istotne. Jeden minus nie można go zostawiać pod galeriami czy urzędami gdyż w sposób definitywny i nieoczekiwany można się z nim rozstać.
Dlaczego Maroko? Może dlatego, że coś mnie pcha do Afryki, tylko nie wiem co? Maroko samo mnie właściwie zaskoczyło, najpierw rozmowa z Grzechem wzajemne „obwąchiwanie się” (na ile to możliwe) przez internet, a potem decyzja i już. Następnie info że mamy Janka, potem Kazia, a na koniec Zosię. Może ktoś jeszcze się dołączy???? …. A potem zaczął się cały kołowrotek z przygotowaniami, zakupy, przygotowanie sprzętu i jeszcze raz zakupy i drobny wysiłek fizyczny :) - żebym mogła dogonić uciekających hahaha. I uśmiechy niedowierzające moich znajomych z nutką lekkiej ironii, która zamieniała się w zdziwienie połączone z szokiem jak wycieczka okazywała się coraz bardziej realna. Jednak otrzymałam także dużo, dużo wsparcia i pomocy od Wszystkich (i z pracy, byłej pracy, bliskich przyjaciół i rodziny) za co bardzo, bardzo dziękuję.
Wycieczka z ludźmi, których dopiero mam poznać. Muszę powiedzieć, że czasami sama siebie zadziwiam.
Co lubię w skrócie: filmy S-fi (Alien I-IV, Blade Runner), horrory (Sierociniec, Ciemność), książka ofiara 44 R. Smith, muzyka: Diana Krall, Massive Attack, Gogol Bordelo (polecam), Akasha, De Phazz, ulubione seriale (Dexter), dobre knajpki, wytrawne czerwone wino :).

czwartek, 21 stycznia 2010

Pierwszy odważny - Janek.

Trochę na ambicję siadłem, to i zadziałało ;) Oto Janek czyli "Wujek Dobra Rada" :


Jestem człowiekiem młodym, do kopy brakuje mi jeszcze roczek.
Od najmłodszych lat pasjonowało mnie poznawanie świata. Dużo chodziłem pieszo po górach i dolinach koncentrując się jednak na ziemi ojczystej. Na rowerze tak naprawdę jeżdżę od około siedmiu lat. W 2006 wybrałem wolność i przeszedłem na emeryturę I SIĘ ZACZĘŁO !!! od tego czasu wracam z jednej wyprawy i już w pociągu lub samolocie po głowie mi chodzi gdzie by tu jeszcze. Najchętniej podróżowałbym z rodzinką tj. żoną dwoma córkami i dwojgiem wnucząt. Ponieważ jednak nie zawsze można to co się chce przeważnie podróżuję sam, lub z przyjaciółmi. Jestem głodny świata i jeżdżę wszędzie, gdzie jeszcze nie byłem, oczywiście w ramach szczupłych zasobów finansowych. Na rowerze, który dostałem od przyjaciół z pracy (w tym miejscu serdecznie im dziękuję) przejechałem około 25 tys. km po Polsce oraz: Ukrainie, Rumunii, Bułgarii, Turcji, Cyprze, Peloponezie, Litwie i Krymie. W moich wojażach preferuję bardziej bezdroża niż wielkie kurorty, dlatego spodobał mi się pomysł Grześka i proponowana trasa. Bez większych oporów przystąpiłem do spółki i za niecały miesiąc ruszamy.

P.S. Ja od siebie dodam tłumacząc dzisiejszej niedouczonej młódzi ;) że KOPA to poprostu 60. Jakoś tak było prościej, skoro czas się kręcił wkoło 12 i 60 to wymyślono tuzin i kopę. Taka konsekwencja w jednostkach miar, której dzisiaj próżno szukać.

Piąte koło u woza ;) czyli Zosia.

Jak to wszystko ładnie się układa ;) Mamy piąte koło u woza, upps - przepraszam - piątego uczestnika pod postacią kobiety. Dzisiaj dołączyła do nas pełna obaw Zosia z Wrocławia. Będzie więc prawie przewaga kobiet, za co Iza stwierdziła że mnie ozłoci, choć złocenie należy się Kazikowi ;) Nie będę jednak odmawiał sobie zaszczytów ;) Hehehe. Iza jest podwójnie szczęśliwa, nie dość że ma kobiece towarzystwo to jeszcze ma z kim jechać na lotnisko. I bardzo dobrze bo trochę się o nią martwiłem ...
Jutro burza mózgów, spotkanie przedwyprawowe trójcy męskiej, kobietom wstęp wzbroniony ;) później tylko przyjdzie im zaakceptować to co my ustalimy. I w sumie nie przychodzi im to z trudem, jakoś tak łykają wszystko co zaproponujemy. Lubię taką uległość, oby tak dalej ;) Chociaż chwila, One też mają się spotkać. Oj żeby z tego czegoś nie było ...
Nasze obozowisko rozrasta się więc do trzech namiotów co pozytywnie wpłynie na nasze bezpieczeństwo. Nigdy w ten sposób nie myślałem, ale i nigdy nie czułem się za kogokolwiek odpowiedzialny bo nigdy nic podobnego nie organizowałem. Zawsze jeździłem sam, z żoną, córką lub na organizowane przez innych rajdy. Zobaczymy czy zdam egzamin jako sprawca tego bałaganu ;) ??
A tak zupełnie na poważnie to jakoś dziwnie się czuję, żadnych problemów, wszystko układa się jak w marzeniach i ogarnia mnie strach, że w ostatniej chwili coś się sypnie ... tfu, tfu - odpukać ...
Jest to mój pierwszy raz i odrazu wszystko idzie jak trza, żadnego marudzenia, żadnych zawracaczy d..y. Oby tak dalej. CHWALMY PANA !!

środa, 20 stycznia 2010

Ignorancja totalna a włoska licencja ;)

Moja prośba o krótkie przedstawienie się przez pozostałych uczestników wyprawy, prośba o te kilka słów "o sobie" do zamieszczenia na moim blogu, została zignorowana ;( buuuuu. Do tej pory było tak, że to ja będąc wiecznie elemantem aspołecznym robiłem takie numery. Czasy się zmieniają ... ale jeszcze będą ze mnie ludzie ;) Chociaż ...
Mój nowy pomysł zapewne również zostanie całkowicie bez odzewu.
Kiedyś był taki przesąd na włoskiej licencji, mówiący o tym że jak się wrzuci pieniążek do studni czy fontanny to się wróci z powrotem w to miejsce. Dzisiaj mamy czasy wszechobecnej elektroniki, wobec czego powstał nowy przesąd już na amerykańskiej licencji i dotyczy odbiornika GPS. Odrazu mówię, iż nie polega on na wrzucaniu GPS-a do studni, fontanny, czy wyrzucaniu na wysypisko przez lewe ramię.
Geocaching - bo o nim tu mowa, to zabawa polegająca na ukrywaniu przedmiotów - skarbów, w trudno dostępnych miejscach i późniejszym odnajdowaniu ich przez innych uczestników zabawy na podstawie współżędnych geograficznych.
Pomyślałem, że skoro jedzie nas czworo, moglibyśmy przygotować cztery "skarby" do ukrycia, każdy na swoim odcinku trasy. Być może to zachęciło by nas do powrotu w to miejsce za kilka lat i sprawdzenie stanu swojego pierwszego w życiu geocache ??
Możliwe że ktoś jednak dołączy do zabawy ... Jeśli nie to przygotuję tylko jednego geocache dla siebie i kiedyś z żoną i dziećmi będziemy mieli pretekst do wyjazdu. A może moje wnuki pojadą śladami dziadka ?? Wiem że mogą w tym miejscu postawić wieżowiec, może być trzęsienie ziemi i inne takie tam nieszcęścia. Ale od czego są marzenia ?? Kiedyś skarby rodowe przekazywało się z pokolenia na pokolenie. A moze ja też przekażę jakiś skarb rodowy ?? W geocache ukryję moją obrączkę ślubną, a współżędne zapiszę w testamencie ?? Chyba się troche zapędziłem ...
Kończąc zachęcam wszystkich do przygotowania geocache i pozdrawiam serdecznie.

sobota, 16 stycznia 2010

Uczestnicy wyprawy - krótka charakterystyka.

Zacznę od siebie. Mam nadzieję że w niedługim czasie pozostali uczestnicy dołączą swoje krótkie prezentacje i uzupełnię te dane. Póki co czekam na odpowiedź i nie ponaglam ;)

Grzesiek - Lublin - lat 34 - co ja mogę o sobie powiedzieć poza tym co zostało już powiedziane ?? Rowerem zainteresowałem się kilka lat temu gdy okazało się, że korzystanie z samochodu staje się moją traumą ;) Przesiadłem się na rower i wszędzie byłem na czas - zero spóźnień. Później rower stał się moją pasją i dużo nim podróżuję. Dotychczas odwiedziłem : Hiszpanię, Ukrainę, Słowację oraz "zjechałem" większą część Polski. Zazwyczaj jeżdżę sam, choć ostatnio wzrasta u mnie zapotrzebowanie na towarzystwo ;) Moimi wiernymi kompanami stają się żona i 7 letnia córka. Nasze wyprawy mają to do siebie, że są skrajnie niskobudżetowe. W Polsce wydajemy ok. 10 zł. dziennie na osobę, za granicą ok. 5 ojro. Poza rowerem lubię fotografię, muzykę oraz dobrą książkę. Moje fotograficzne próby można tu czasem pooglądać, będę się starał zamieszczać aktualne zdjęcia. Ze starych dobrych muzycznych czasów do dzisiaj przetrwała niestety tylko harmonijka ustna, którą zamierzam "zakatować" wszystkich zmuszonych do wspólnej podróży ;)

Moje ulubione Fjord Nansen i Sigma Photo.

Wszystko już praktycznie zaplanowane. Jestem gotów !! Sprzęt już skompletowany, no może poza małymi wyjątkami na które niestety zabrakło pieniędzy. Dobrze że nie kupuję wszystkiego od podstaw i mam dużo sprzętu turystycznego z poprzednich sezonów. Moja ulubiona firma outdorowa Fjord Nansen zrobiła mi wielki "prezent" i większość sprzętu zakupiłem po atrakcyjnych cenach wyprzedażowych ;) Jakoś tak zawsze u mnie jest że jak raz się przekonam do jakiejś firmy to trzymam się jak mogę najdłużej, a do FN przekonałem się od pierwszego użycia ... namiotu. Teraz praktycznie wszystkie moje ciuchy, śpiwory, namioty, pochodzą od tego producenta. Naprawdę szczerze polecam. Jedyne co mi szkoda to, że nie produkują nic specjalistycznego na rower ;( Drugą moją ulubioną firmą z innej już dziedziny, jest przez wieeeelu nielubiana SIGMA. Posiadam kilka aparatów i obiektywów tej firmy, poczynając od analogów kończąc na świetnych modelach cyfrowych SD14 oraz DP1. Naprawdę nie rozumię dlaczego ludzie boją się tego sprzętu i tak źle wyrażają się o tej firmie. Jakość zdjęć uważam za znakomitą i to nie tylko uwzględniając stosunek cena/jakość, choć w tej kategorii to akurat KRÓL. Spokojnie może rywalizować z o wiele droższymi Nikonami, Canonami itp. Na zachętę kilka zdjęć ;)









Zdjęcia praktycznie nie były jakoś specjalnie obrabiane, tylko wywołanie rawa i dodanie ramki.

wtorek, 12 stycznia 2010

Nowy uczestnik wyprawy i kilka przemyśleń.

Dzisiaj ku uciesze wszystkich dołączył do nas nowy uczestnik - maratończyk - Kazik. Ten to ma zdrowie, objechał już prawie cały świat i jeszcze mu mało ;) Ważne jest również to, że obiecał nie wyrywać zbytnio do przodu i jechać naszym tempem. A my z tempem nie chcemy przesadzać, 60-100 km dziennie jakie zakładamy to i tak dużo, w końcu ciągle pod górkę, a przewyższenia naprawdę niemałe. Zobaczymy co z tego wyniknie ;) Lecimy więc we czworo. Jestem bardzo ciekawy jak się to wszystko potoczy bo nikt z nas się ze sobą nie zna. Janka widziałem jeden raz jak kupowaliśmy bilety, z Izą i Kaziem tylko telefon, mail i gadu-gadu. Jeśli zdamy egzamin to na pewno posypią się dalsze wspólne wyprawy, bo pomysłów i chęci to mamy aż za dużo. Początkowa ocena sytuacji jest bardzo pozytywna, a ja raczej rzadko mylę się co do ludzi. Trasa jest już prawie sprawiedliwie podzielona do opracowania. Trzeba zrobić dokładne mapki, zebrać trochę informacji o odwiedzanych miejscach i ogólnie stać się "przewodnikiem kwalifikowanym" przygotowanego odcinka. Mnie trafiło się ponad 600 km trasy do opracowania w tym odcinek pustynny, którego się trochę boję. Brak dróg i dokładnych map, okresowe rzeki i jeziora. Zmusi mnie to, do wyciągnięcia starego pewnie już zardzewiałego kompasu. Ciekawe czy pamiętam jak się nim posługiwać ? ;) W ostateczności to telefon do przyjaciela i Google Earth rozwiąże problem.

Plan trasy

Dzisiaj udało mi się dokończyć plan trasy jaką mamy zamiar przebyć. Po powrocie porównam do tej jaką faktycznie przebędziemy. Ciekawe na ile będzie się różniła ;)


Mam nadzieję, że wystarczy nam czasu aby zwiedzić trochę okolice Parku Narodowego Toubkal oraz Rajską Dolinę, których nie zaznaczyłem na planie.

17.02 - 10.03 2010 r. Maroko Rowerem.

Trzy osoby, trzy rowery, trzy tygodnie czasu. W te trzy tygodnie mamy zamiar pokonać ponad 1500km. Może być ciężko bo najwięcej przypada na Atlas Wysoki. Na dodatek jedziemy w zimie, czyli bez żadnego przygotowania kondycyjnego. Ciekawe jakie temperatury nas powitają. W lutym tego roku, Katalonia przywitała nas wyświetlając 22 C. Mam nadzieję, że Maroko również pokaże klase... Pozdrawiam

START !

Długo się zbierałem z rozpoczęciem bloga. Bo i w sumie nie wiem czy napewno będzie potrzebny. Ale stało się, więc witam wszystkich serdecznie. Obecnie jestem w trakcie przygotowań do rowerowej wyprawy po Maroko, więc i wpisy moje będą przez nią zdominowane. Zapraszam.