sobota, 26 marca 2011

W 90 dni dookoła świata - ostatnie zadanie konkursowe.

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami żył sobie wielki wódz „Mały Niepokój” - Tcherpaq. Pewnego razu, wsiadł na rower ...



W dziewięćdziesiąt dni dookoła świata .... Ha !!
Nawet Lenin i Stalin byliby ostrożniejsi w swoich planach i rozkładali to na realne pięciolatki. No właśnie ... ja jestem jeszcze ostrożniejszy i rozłożyłem to na lat piętnaście.

Kilka lat temu wyruszyłem w podróż dookoła świata. Ze względów czysto finansowych, podzieliłem ją na wiele etapów. Wiele już za mną, ale jeszcze więcej przede mną. Plan zakłada, że uda mi się ją zakończyć za ... lat dziesięć.

Konkursowe dziewięćdziesiąt dni, pozwala mi zagęścić ruchy i pięć lat zrealizować w krótszym terminie. Spróbuję więc przybliżyć, swoje mocno oddalone plany podróżnicze, jednocześnie wyjaśniając przydługawy termin ich realizacji.

Po pierwsze primo, jak już wcześniej pisałem - finanse. Wiadomo, że z pustego to i ... Salomon nie naleje.

Po drugie primo - środek transportu ... oczywiście rower. Tylko on, jest w stanie zapewnić mi odpowiednie emocje podczas podróży. Jestem powolny. Rower jest idealnym „złotym środkiem” pozwalającym mi zachować żółwie tempo, które ściśle powiązane jest z atrakcyjnością przemijającego świata. Piechotą za długo, mechanicznymi środkami transportu za krótko ... i za łatwo !!

Po trzecie primo - moja wielka podróż trwa tylko zimą i (zdarza się), że jesienią. Lato jest zbyt atrakcyjne w Polsce, aby gdzieś wyjeżdżać.

Po czwarte i najważniejsze primo - KOCHAM TO !!

A więc - LET’s GO !! SHOW MUST GO ON !!

Podróż będzie podzielona na trzy etapy.

Etap I

Początek mojej wyprawy to historyczny Konstantynopol. Miasto gigant, położone w Europie i Azji jednocześnie. To mój symbol kontynuacji podróży - jednym kołem na dobrze znanym, drugim kołem na obcym kontynencie. Dwa dni później, po zwiedzeniu Stambułu, kompas blokuję na kierunku wschodnim. Po ośmiuset, rowerowych kilometrach docieram do najbardziej niesamowitego miejsca na świecie, oferującego komercyjne loty balonem. Kapadocja to zupełnie inna planeta - domy i kościoły wykute w tufowych skałach, Dolina Miłości, Dolina Wyobrażni, skalne miasto - Uchisar, podziemne miasto - Kaymakli ... Po zrobieniu się w „balona”, sposobami mieszanymi (autobus, pociąg, ciężarówka) docieram do granicy z Syrią.
Podróż po Syrii rozpoczynam w Aleppo. Miasto ma za sobą długą historię, ponad 3800 lat. Do zwiedzenia mam tu : cytadelę Kalat Halab, karawanseraj, wielki suk, kamień Abrahama i wiele innych. Na zakończenie, obowiązkowa wizyta w łaźni tureckiej. Dalej droga, prowadzi mnie ku plażom m. Śródziemnego. Drogą wzdłuż wybrzeża jadę od portu Latakia, do portu Tartus. Do Damaszku docieram omijając Liban. Po drodze muszę odwiedzić Krak des Chevaliers – wspaniały zamek krzyżowców, bardzo ważny punkt obrony chrześcijańskich rycerzy podczas krucjat. Jest to najlepiej zachowany zamek na Bliskim Wschodzie.
Damaszek - uważany jest za najstarsze, nieprzerwanie zamieszkałe miasto świata. Ponad 5000 lat ... Tu dopiero jest co zwiedzać ... Mauzoleum Saladyna, suk al-Hamidijja, czternastowieczna cytadela, pozostałości świątyni Jowisza (III w. p.n.e.), Pałac Azima, Muzeum Narodowe ... oraz najważniejsza świątynia Syrii - Wielki Meczet Umajjadów. To najstarsza budowla w mieście. Przechowywane są w niej relikwie św. Jana Chrzciciela. W mieście zostaję trzy dni. Ostatniej nocy, paląc fajkę wodną w najstarszej kawiarence Damaszku – an-Nawfara, żegnam się ze stolicą.
Opuszczając Syrię zajeżdżam jeszcze do Bosry. Jest tu znakomicie zachowany teatr rzymski z II w. mieszczący 15 tysięcy widzów.
Kolejna granica, kolejne państwo - Królestwo Jordanii. To chyba najspokojniejsze, najbezpieczniejsze i najbardziej przyjazne turystom państwo arabskie - zaskakuje życzliwością, a Beduini biją rekordy gościnności. Znajdują się tu, dwa najsłynniejsze symbole Bliskiego Wschodu: wykute w różowej skale, antyczne miasto Petra oraz zapierająca dech w piersiach sceneria najpiękniejszej pustyni na świecie - Wadi Rum. Na koniec tego etapu, malowniczą Autostradą Królewską wracam do Ammanu - stolicy Jordanii. Warte zobaczenia są : rzymski amfiteatr, kolumnada, forum, rzymska cytadela z punktem widokowym. Niedaleko miasta, znajduje się międzynarodowe lotnisko, z jednym pożądanym rejsem ...

Czas podróży - trzydzieści dni. Rowerem do pokonania, około 2 tysiące kilometrów.

Przelot Warszawa - Stambuł - 300 €
Osiem noclegów w hotelu - 30 € / doba
Kieszonkowe - 25 € / doba.
Przelot balonem Kapadokya Ballons - 230 €
Autobusy, pociągi, wyżywienie, bilety wstępu, pozostałe noclegi ... pokrywane z kieszonkowego.
Amortyzacja roweru - 99 €

Potrzebne wizy: Turcja, Syria, Jordania.

Etap II

Był Bliski Wschód, teraz czas na Indochiny.

Z Ammanu dokonuję teleportacji do ... Bangkoku. Jak to mawia moja matka - Jeszcze tam Cię nie było ??!! Ale ciii ... nie musi o tym wiedzieć.

Czy wiecie, że Bangkok to „Miasto dzikich śliwek” i jest wpisany do Księgi Rekordów Guinnesa ?? Jego pełna nazwa to - กรุงเทพมหานคร อมรรัตนโกสินทร์ มหินทรายุธยามหาดิลก ภพนพรัตน์ ราชธานีบุรีรมย์ อุดมราชนิเวศน์ มหาสถาน อมรพิมาน อวตารสถิต สักกะทัตติยะ วิษณุกรรมประสิทธิ์, lub jeśli ktoś woli - Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit i bardziej zrozumiale - Miasto aniołów, wielkie miasto, wieczny klejnot, niezdobywalne miasto boga Indry, wspaniała stolica świata wspomaganego przez dziewięć pięknych skarbów, miasto szczęśliwe, obfitujące w ogromny Pałac Królewski, który przypomina niebiańskie miejsce gdzie rządzi zreinkarnowany bóg, to miasto dane przez Indrę, zbudowane przez Wisznu ... ufff ... 21 słów ... niesamowite !! Jest to najdłuższa nazwa geograficzna świata.
Piękne miasto pozornego chaosu ... wszerz i wzdłuż poprzecinane kanałami - Wenecja wschodu ... pływające targi ... wodne tramwaje ... Stare Miasto Królewskie, na sztucznie utworzonej wyspie Rattanakosin z największymi skarbami Bangkoku : Wielki Pałac i Świątynia Szmaragdowego Buddy, Muzeum Narodowe, Galeria Narodowa ... świątynia Wat Traimit, gdzie znajduje się 3 metrowy Złoty Budda odlany w XIII wieku - największy na świecie szczerozłoty posąg ... Bangkok to: 400 bogato zdobionych, buddyjskich i hinduistycznych świątyń ... niesamowita China Town ... Muzeum Królewskich Barek ... Muzeum Królewskich Słoni ... farma krokodyli ...
Jedyne co może przeszkadzać w Bangkoku to tysiące zapachów, z których słynie ... niestety, brak wśród nich zapachu fiołków
Następny większy przystanek na mojej drodze to stolica Kambodży - Phnom Penh. Jest tu kilka atrakcji : Pałac Królewski, Srebrna Pagoda (Wat Preah Keo) - świątynia ze skarbcem narodowym, Muzeum Narodowe czy ... Pola Śmierci - będące „pamiątką” po rządach Pol Pota i Czerwonych Khmerów. Kogokolwiek zapytam: - Kim są Khmerowie ?? Odpowiada : - Ludobójcy, gorsi od faszystów !! Mordercy !! ... A kim są naprawdę ?? Khmerowie, to po prostu naród zamieszkujący Kambodżę, tak jak Polacy mieszkają w Polsce, tak ... Nazwa własna, niestety kojarzona z latami terroru i władzy Czerwonych Khmerów. A ci mają z Khmerami tyle wspólnego co krzesło elektryczne ze zwykłym krzesłem ... to "robaki z naszej własnej skóry", jak mawiają Khmerowie ... młoty, siekiery, łopaty, plastikowe worki do duszenia, zaostrzone kije bambusowe, chropowate liście palmowe do podcinania gardła ofiar, główki noworodków rozbijane o pnie drzew - to tylko niektóre z ich metod unicestwiania bliźnich.
Wyjeżdżając z Phnom Penh, obieram kierunek - Mekong. Po tym co zobaczyłem i czego się dowiedziałem, nie za bardzo chce mi się pedałować. Czas na przemyślenia ... Wsiadam na łajbę, którą popłynę aż do ujścia życiodajnej rzeki w Morzu Południowochińskim.
Teraz Wietnam. Ha !! Wybieram się tam od dziesięciu lat i jakoś nie mogę dotrzeć. Gdy już wreszcie dotrę i wysiądę z łódki, odwiedzę na południu położony Sajgon i 1700 km. wyżej Ha Noi. Pomiędzy nimi zobaczę wietnamską wieś, na którą z całą pewnością wrócę na dłużej - tak na rok, dwa ... Jako, że jest to drugie (po Kubie), państwo moich marzeń, nie napiszę nic więcej. Muszę tam być, a nie o tym pisać !!

Czas podróży - 30 dni. Rowerem do przejechania 1500 km.

Przelot Królewskimi Liniami - Amman - Bangkok - 350 €
Dziesięć noclegów w hotelu - 20 € / doba
Kieszonkowe - 25 € / doba.
Pozostałe koszty z kieszonkowego

Wymagane wizy : Tajlandia, Kambodża, Wietnam

Etap III - Powrót.

Obiecałem sobie, że na temat powrotu napiszę pierwszą myśl jak mi przyjdzie do głowy. Zgodnie z tą obietnicą ... NIE WRACAM !!

A tak na serio, powrót to jakieś 90 dni. Z Ha Noi, chciałbym przenicować się do Pekinu, a stąd już prosto do Polski ... chyba coś mi się pomyliło z obliczeniami, może ktoś mnie skoryguje, ale wychodzi mi jakieś ... 10 tysięcy km ?? Jeśli się nie pomyliłem, to 2500 km pokonam rowerem. Kierunek Ułan Bator i Irkuck. Kolejne 5500 km to podróż koleją Transsyberyjską do Moskwy. Kilka dni na zwiedzanie miasta i przejazd pociągiem do Kiszyniowa. Tu impreza z przyjaciółmi rowerzystami ... a potem ... choćby potop !!

Potrzebne wizy : Chiny, Mongolia, Rosja

Kosztorys.
Przelot Hanoi - Pekin - 600 €
Sześć noclegów w Pekinie - 50 € / doba
Cztery noclegi w Ułan Bator - 30 € / doba
Kieszonkowe 30 x 25 €

Poza tym ... Koniec z marnotrawieniem pieniędzy !! Jako, że w większości wracam za swoje i na sponsoring nie mam co liczyć, muszę zacisnąć pasa ... ale zdradzę Wam pewną tajemnicę - na poprzednich kosztorysach dałem tak wielki okład, że spokojnie uda mi się wrócić nie wyciągając ani grosza z własnej kiesy.

Całość kosztów, dziewięćdziesięciu dni zakontraktowanej podróży, zamknęłaby się w pięciu tysiącach €uro.

Papa - do zobaczenia na szlaku.

Grzegorz „tcherpaq” Czorapiński

PS. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną do czwartego etapu. Bawiłem się świetnie. Szkoda, że to już koniec ...

PS II. W poniedziałek, wylatuję na rowerową wyprawę dookoła Sardynii. Jedenaście dni w ciszy, spokoju i samotności. Życzcie mi powodzenia !!

wtorek, 15 marca 2011

Paris AD 2011 - odc. 4

Ostatnie dwa dni to szwędanie się po Paryżu. Z wielkich atrakcji zostały nam Katedra Notre Dame, Bazylika Sacré-Cœur, Łuk Triumfalny oraz les Champs Élysées. Wszystko inne, niestety pominęliśmy. Nasz minimalizm ograniczył się tylko do wielkich symboli Paryża.

Szofer, nie chciał podwieść nas do centrum ... szkoda.

Paryż jest o tyle ciekawym miastem, że gdziekolwiek się udamy, znajdziemy mnóstwo atrakcji. Tak było za każdym razem. Kilka razy pobłądziliśmy, ale było to mocno przyjemne. W pewnym momencie zaczęliśmy nawet prowokować takie sytuacje ... Wysiedliśmy z autobusu przy samej Katedrze Notre Dame, ale zanim do niej dotarliśmy celowo zgubiliśmy się kilka razy.
Katedra znajduje się na wyspie na Sekwanie, prowadzi do niej kilka mostów - my doliczyliśmy się sześciu, ale jest ich chyba więcej. Notre Dame - Nasza Pani, znana jest głównie dzięki powieści "Dzwonnik z Notre Dame" autorstwa Viktora Hugo. Najgorszy okres w historii katedry to Rewolucja Francuska, podczas której zniszczono jej zadaszenie. Rewolucjoniści chcieli ją rozebrać, ale dzięki podstępowi udało się ją zachować. Rozpuszczono plotkę o szkodliwości prac rozbiórkowych, podczas których uszkodzono by sąsiednie budynki. To powstrzymało antychrześcijańskie moce i zmieniono tylko nazwę ... bla, bla, bla ... rewolucyjny bełkot, i mamy "Świątynie Rozumu" ... jak nie kijem to pałą ;)

Z autobusu wysiedliśmy około południa ...

... ale chodząc w te i we wte ...

... przez kolejne mosty prowadzące na wyspę ...

... do katedry, dotarliśmy wieczorem ...

... a w stronę domu ruszyliśmy już nocą.

Bazylika Sacré-Cœur (Bazylika Najświętszego Serca) – to położony na szczycie dominującego nad miastem, wzgórza Montmartre kościół, z którego można oglądać piękną panoramę Paryża. Ciekawa jest jego historia sięgająca roku 1870. Wybuch wojny francusko-pruskej, był dla dwóch francuskich przemysłowców wielką tragedią. Poprzysięgli sobie, że jeżeli po wojnie ujrzą Paryż takim samym, jak przed wojną, to wybudują bazylikę ku Sercu Jezusowemu. Paryż został nietknięty, a przemysłowcy zrealizowali swoją obietnicę. W 1876 roku rozpoczęto budowę, która trwała 28 lat. Niestety wybuchła kolejna wojna - Pierwsza Wojna Światowa, która uniemożliwiła konsekrację. Poświęcono ją dopiero 5 lat później - w roku 1919.

Aby dotrzeć pod Bazylikę, musieliśmy pokonać całe mnóstwo schodów ...

... Weronika postanowiła je policzyć ...

... niestety już zapomniała ile ich było ;)

Panorama, bardzo spodobała się Magdzie, która o dziwo wyjęła aparat Zorkie 5 i zrobiła kilka zdjęć ;)

Zauroczeni "zawartością" wzgórza, obeszliśmy bazylikę dookoła i trafiliśmy na Place du Tertre, gdzie artyści malarze, zarabiają na życie portretując turystów. W pobliżu znajduje się L'Espace Salvador Dali - muzeum poświęcone Salvadorowi Dali. Szkoda, że nie zaszliśmy ...

Na tyłach bazyliki.

Bazylika widziana ze straganu malarza-portrecisty.

Tego dnia, wykonaliśmy najdłuższy paryski spacer. Schodząc ze wzgórza, poszliśmy obejrzeć Łuk Triumfalny - wilekie rondo, po środku którego postawiono pomnik na cześć Napoleona. Wśród napisów wyrytych na Łuku są nazwiska, polskich bohaterów wojen napoleońskich, oraz nazwy polskich miast upamiętniające odniesione zwycięstwa. Próbowałem też znaleść inskrypcję "Kilroy was here", pozostawioną przez amerykańskich wyzwolicieli. Nie znalazłem - trochę za szybko się poddałem ...

Łuk Triumfalny otworzył nam widok na Pola Elizejskie.

Avenue des Champs-Élysées (Aleja Pól Elizejskich), potocznie nazywana les Champs Élysées (Pola Elizejskie) – to reprezentacyjna aleja Paryża. Łączy Place de la Concorde (Plac Zgody) z placem Charles'a De Gaulle'a po środku, którego stoi Łuk Triumfalny. Pola Elizejskie to trzy kilometry szerokiej aleji, gdzie znajdują się liczne teatry, restauracje, kina i ekskluzywne sklepy. Raj dla kobiet ... Niśce najbardziej spodobał się sklep firmowy Walta Disneya ... szczęśliwie dla nas nie chciała nic kupić ;)

Mocny kontrast - ekskluzywny sklep i żebraczka przed wejściem.

Pola Elizejskie to najbardziej rowerowa aleja Paryża - od 1975 roku, jest metą finałowego etapu Tour de France, po którym odbywa się ceremonia wręczenia nagród. Może kiedyś wezmę udział ...
Aleja jest wymarzonym miejscem do uprawiania modnego ostatnio street photo. Nawet mnie, amatorowi udało się kilka kadrów ...

Początkowo zły byłem na pogodę, szaruga nie jest fotogeniczna ...

... ale szybko się przystosowałem i jestem zadowolony ze zdjęć.

I to już koniec mojej opowieści o pierwszym, rodzinnym wypadzie urlopowym. Paryż jest pięknym i przyjaznym miastem, zasługującym na większość opinii przyznawanych mu przez Paryżan, turystów i przewodniki. Z jednym tylko się nie zgodzę ... "Zobaczyć Paryż i umżeć" - stanowczo nie. Wolę zobaczyć Paryż ... i do niego powrócić ... tym razem na rowerze ;)

Gare Du Nord - tu wylądował Jaś Fasola na swoich wakacjach ...

... my również ;)

bye, bye Francjo !! Do zobaczenia ...

THE END.

czwartek, 10 marca 2011

Paris AD 2011 - odc. 3

Coś chyba za bardzo nagrzeszyłem, bo jakaś kiepska moja z b(l)ogiem rozmowa ... Jakoś nie chce mi się pisać. Nie chcem ale muszem - jak to mawiał nasz wieszcz narodowy TW "Bolek".

Trzeba kończyć marudzenie i brać się do roboty, bo czasu już mało. Do końca marca mam promocję na foto książkę, w której chcemy uwiecznić nasz pierwszy od lat, wspólny zagraniczny wyjazd ...

LUWR


Widok ogólny, od bocznego wejścia ...

... wejście główne to szklana piramida ...

... odwrócona od dołu.

Następny dzień to zwiedzanie, podobno największego muzeum świata - Luwru. Robi wrażenie jak jasna cholera ... przez pierwszą godzinę, a ta minęła nam ... na zakupie biletów. Mieliśmy trochę szczęścia z automatem biletowym. Stoi ich ze trzydzieści. Długo zastanawiałem się do którego podejść, w końcu decyzję ułatwiła mi duża instrukcja obsługi przy jednym z nich, na dodatek w zrozumiałym dla mnie lengłajdżu. Podchodzimy, czytamy i wszystko stało się jasne. Bilet kosztuje 10 euro za osobę, dzieci za darmo. Wkładam więc dwudziestaka w specjalny otwór ... i nic. No nieźle myślę sobie, ale wiocha. No kasę mi wcięło, trza iść reklamować. Ale jak się dogadać w tym dziwnym kraju ?? Naradzamy się chwilę ze ślubną, a w miedzyczasie automat wypluł nam bilety. Wyjmuję i okazuje się, że jest ich trzy. Jak nas policzył ?? Dziwimy się chwilę, oglądamy dokładnie bilety. Wszystkie takie same, ta sama data i godzina. Czaimy się jeszcze chwilę, podchodzi jakiś anglik do bileterni. Pytam czy potrzebuje bilet, bo mamy jeden za dużo i może chce odkupić ... W ten sposób zwraca nam się dychacz i do muzeum wchodzimy za dziesiątaka we troje. Poprawia nam to nieco humory ;)

W poszukiwaniu najcenniejszego malowidła ...

... natrafiamy, na nieco mniej cenne, ale atrakcyjniejsze eksponaty.

Zwiedzanie zaczynamy od ... no właśnie. Napaliliśmy się na tą Mona Lisę jak pies na jajka. Szukamy i szukamy. Wszystkie drogi mają zaprowadzić nas właśnie do niej, a my nie możemy jej znaleźć. W końcu po godzinie znajdujemy ... Ale kicha. Taka, mała popierdółka za pięciotonową szybą pancerną. Dostępu strzeże dodatkowo dwóch strażników uzbrojonych po zęby. No cóż ... Nie wiem co ludzie w niej widzą ...

Jestem nie czuły na jej uroki ;)

Pierwsza godzina mija szybko. Jesteśmy pod wrażeniem, takiego zagęszczenia sztuki jeszcze nie widzieliśmy. Włóczymy się i włóczymy, końca nie widać. Godziny mijają niczym przydrożne drzewa obserwowane przez ślimaka. Wreszcie nie wytrzymujemy, po piątym obrocie dużej wskazówki, nerwowo rozglądamy się za wyjściem. Zanim uda nam się do niego trafić, wskazówka, ruchem kołowym, otacza tarczę jeszcze dwa razy.

Zamknięci w tysiącach ścian, coraz chętniej spoglądamy za okno.

Kolejna atrapa wyjścia ;)

Postanowiliśmy się trochę rozerwać i udać się na przejażdżkę diabelskim młynem. Niestety cena skutecznie nas od tego odwiodła. 15 euro normalny i 10 ulgowy, to stanowczo nie nasz poziom cenowy.

Pozostało nam tylko popatrzeć, z bliska ...

... i z daleka. A fe, zdziercy !!

Wracając do domu, kupujemy trochę piwa i robimy imprezę z gospodarzami. My na stół alkohol, oni sery. Yves raczy nasze zmysły świetną muzyką. On jest akustykiem w Operze Paryskiej. Zna się na dźwięku ... Włącza nam Pink Floyd i do szczęścia nic więcej nie potrzebujemy ... Dalej nie pamiętam ...

Kolejny dzień mija nam na poszukiwaniu, głęboko zakamuflowanego Centre Georges Pompidou. To pokraczny budynek, w którym wszystkie instalacje zostały wyprowadzone na zewnątrz i pomalowane na różne kolory. Każdy odpowiada innej funkcji - niebieski to układ klimatyzacyjny, żółty - instalacje elektryczne, czerwony - cieplne, a zielony to wodociągi. Trzy najwyższe piętra tego "smoka paryskiego" zajmuje Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Omijamy je jednak, zaspokajając się parterem oraz placem w koło.

Szukając Centrum Pompidou, trafiamy w różne ciekawe miejsca ...

... idąc brukowaną ulicą ...

... docieramy wreszcie do celu ...

... wchodzimy do środka, korzystamy z toalety, rozglądamy się po wnętrzach i odpoczywamy.

U Niśki obserwujemy pierwsze objawy zmęczenia. Musimy chwilę odpocząć. Zjadamy obiad, pijemy gorącą herbatkę i udaje nam się zażegnać kryzys w zalążku. Po ponad godzinnym odpoczynku wychodzimy znowu na miasto. Szwędamy się bez większego celu, obserwując trochę ludzi i ich zwyczaje. Natrafiamy na most, gdzie przypiętych są tysiące kłódek z imionami zakochanych. Zainteresowani szalonym miłośnikiem ptaków, przycupnęliśmy na ławeczce, aby uchwycić w kadrze jego ornitologiczne zamiłowania.

Jak On to robi, że ptaki jedzą mu z ręki ??

Wśród paryskich zakochanych, nie brakuje też Polaków.

PS. Oczywiście tekst jest napisany pół żartem, pół serio. Wszystkie opisane atrakcje były naprawdę sympatyczne i wcale nas nie nudziły. Po prostu, jakiś marudny dzisiaj jestem ...