sobota, 30 kwietnia 2011

Sardynia '11 - odc.3

Czas kończyć sardyńską opowieść bo następne tematy czekają.

Cieszę się, że nie znam języka włoskiego. Gdybym znał, wiedziałbym co oznaczają najczęściej spotykane znaki drogowe "Divieto di caccia". Cieszę się, że byłem przekonany, że chodzi o zakaz wyrzucania śmieci ;) Teraz już wiem, że chodziło o zakaz polowania ...

Skoro nie można polować, a karabin już naładowany, to przynajmniej można postrzelać, ot tak Panu Bogu w okno ... Na całej wyspie trudno by znaleźć nie przestrzelone znaki drogowe. Strzelanie do wszytkiego co przy drodze, to chyba sport narodowy. Kaliber - wszelki możliwy, od całkiem małego pistoletowego, do pocisku artyleryjskiego ;) Rozbijanie się przy drodze, mogło mieć więc swoje uroki ... mógłbym się obudzić z przestrzelonym tyłkiem, na przykład.



Gdybym znał język i rozumiał ostrzeżenia, byłbym zapewne ostrożniejszy w dobieraniu noclegowni, niepotrzebnie bym się stresował. Żyję przecież !! ... choć muszę przyznać, kule światały nad głową ;)

Ludzie spotykani na mojej drodze to przede wszystkim osoby starsze, przesiadujące na przykościelnych placykach. Młodzieży nie ma prawie wcale - są dzieci i starcy. Dzięki temu wszystkie te małe miasteczka są ciche i spokojne. Aż trudno mi sobie wyobrazić, że w sezonie turyści są tu pożądani. Czy miejscowi są tak mocno uzależnieni od turystycznych wpływów, czy turyści wdzierają się w buciorach w sielskie życie autochtonów ?? Na to pytanie odpowiedź znajdę dnia następnego. Teraz czas spać.




Rozbijam się na tarasie nieczynnego jeszcze baru. Do morza mam 10 metrów pięknej plaży. W nocy rozbryzgi morskiej wody moczą namiot budząc mnie co chwila. Śpię do dziewiątej. Obudzony wreszcie przez właściciela terenu, korzystam z jego hydrantu i myję namiot i rower. Gdy dowiaduje się, że jestem Polakiem, zaprasza mnie do środka i proponuje śniadanie, kawę i ciepły prysznic, z którego chętnie korzystam. Prowadzi mnie na piętro gdzie ma pokoje dla turystów, wręcza mi klucz i mówi że mogę zostać do połowy kwietnia - za darmo. Grzecznie odmawiam i dziękuję, tłumacząc że muszę jechać dalej, a ósmego odlatuję do kraju.

Ruszam w dalszą drogę, to już koniec wybrzeża - wjeżdżam w głąb wyspy. Zanim jednak to nastąpi, przeżywam ostatni szok wizualny. Wioska San Salvatore robi na mnie ogromne wrażenie. Niby wieś jakich wiele, ale właśnie ta mnie ujmuje - może dlatego, że na wjeździe stoi bar o nazwie "ABRAXAS", a to jedna z moich ulubionych kapel.







Przeszedłem przez całą wioskę i nie widziałem żywego ducha. Nie mam pewności czy to opuszczone miasteczko, czy wszyscy siedzą pozamykani w domach - może to czas sjesty, a może czas prac polowych. Wyjeżdżam z wymarłego miasta i jadę zwiedzać Tharros - starożytne miasto odkopane przez archeologów i udostępnione do zwiedzania. Podobno warto odwiedzić ... jednakże same wykopaliska nie robią na mnie wrażenia, bardziej podoba mi się klimat wokoło. Jest tu przyjemny przylądek - niby własność prywatna, ale otwarta brama zachęca do wtargnięcia. Objeżdżam go dookoła - przyjemny widok.


Widoki piękne, ale trudne do uchwycenia aparatem. Jakie szczęście, że nasz mózg długo zapamiętuje to co widzą oczy ... a gdy już zapomni, będzie pretekst do następnych odwiedzin znanych już, ale zapomnianych miejsc ;)


Kolejny, dłuższy przystanek to miejscowość Oristano. Jedyne co mi się tutaj spodobało to Auchan na wjeździe. Wreszcie robię pożądne zakupy - uzupełniam zapasy żywości i sardyńskiego piwa. Na stoisku z pamiątkami kupuję flagę Sardynii - prezent dla samego siebie ;) Przejeżdżam przez centrum i jakoś nie mam nastroju na dokładniejsze zwiedzanie. Jadę dalej, omijając główną drogę. Na wylocie mam, mały placyk po środku którego stoi stary kościółek - bardzo lubię taki surowy styl. Coraz trudniej o takie perełki - nieczęsto widok to spotykany, szczególnie w miastach. Większość takich kościółków jest obecnie przerabiana na bardziej okazałe formy lub przynajmniej tynkowana i na inne sposoby okaleczana.



Dzisiejszy dzień to ogólnie "dzień kościelny". Na drodze mam ich tak wiele ... Następna, piękna świątynia katolicka czeka na mnie w Santa Giusta ledwie trzy kilometry dalej. Zostawiam rower na placu pod kościołem i idę zwiedzać. Na placu zbiera się trochę dzieciaków zainteresowanych moim welocypedem. Nie podejrzewam ich aby dali radę ukraść taki ciężar, ale są głośni i traktują go jak zabawkę. Schodzę ze schodów i na dalsze zwiedzanie zamierzam zabrać go ze sobą. Nie będzie to wygodne ... Sytuacji przygląda się dwóch dziadziów siedzących na ławeczce obok. Podchodzę do nich i próbuję zostawić rower bliżej nich, może go trochę przypilnują. Próbuję nawiązać rozmowę, ale nie są zbytnio zainteresowani. Od niechcenia pytają, lub raczej stwierdzają - Germania ??!!?? Odpowiadam - No !! No !! - Polaco !!!! ... Polaco ?? - pytają ze zdziwieniem - Papa !! I znowu się zaczyna. Nagle stają się bardzo przyjemni, ciepli i serdecdzni. Spędzam z nimi dłuższą chwilę. Opowiadają mi trochę o relacjach z Niemcami, Holendrami i innymi takimi. Tylko Polacy są przez nich lubiani - są przekonani, że skoro Papież był Polakiem to wszyscy Polacy muszą być równie dobrzy i porządni. Dowiaduję się trochę o turystyce widzianej oczami Sardzyńczyka - większość tego biznesu jest poza zasięgiem rdzennej ludności. Właścicielami są przeważnie bogaci Włosi, nastawieni na bogatych klientów, a Ci są strasznymi ignorantami i są przekonani, że wszystko im wolno. Lubią się afiszować swoim bogactwem, mało elegancko traktując mniej zamożnych. W sezonie przeżywają taki najazd bogatych "obcych", że to co zarobią na ich obsłudze jest natychmiast wydawane ... jako różnica sklepowych cen poza sezonem i w sezonie. Bardzo przyjemnie się z nimi rozmawia, ale czas goni. Wyjeżdżam z miasta i rozglądam się za noclegiem.




Pisałem już o trudnościach z rozbiciem namiotu. Im dłużej jestem na wyspie, tym łatwiej wynajduję odpowiednie miejsca na obozowisko. Teraz każdy następny nocleg jest w coraz to przyjemniejszym miejscu - musiało upłynąć trochę czasu, zanim zacząłem sobie jakoś radzić ...

Następnego dnia spełniłem dobry uczynek - pożyczyłem "bandziorasowi" zestaw kluczy do roweru. Wjechałem do Santa Gavino Monreale i ... jakieś wielkie zagęszczenie "bandytów". Zahaczył mnie jeden taki, wymuszając na mnie zatrzymanie się ... Speniałem troche, ale okazało się że zupełnie niepotrzebnie. Pożyczyłem gościom pompkę i komplet kluczy, naprawili rowerek , podziękowali i ... poklepali z uznaniem po karku.

Gdy dotarłem do Cagliari, nie wiedziałem co ze sobą począć. Miasto mnie całkowicie otumaniło ... cenami. Zajeżdżam na MacDonalds ... nie !! Jadę dalej. O !! Pizzeria. Menu mówi, o przystępnych cenach. Świetnie - pizza taniej niż w Lublinie. Zostaję !! Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że rachunek jest dwukrotnie wyższy ... Pizza 7 €, grube ciasto - dopłata 2 €. No i było by OK, gdyby nie dodatkowa opłata za obsługę - 5 €. Uważajcie więc na ceny w stolicy !!








A samo miasto ?? Jak widać !! Prawie zupełnie puste ... co akurat jest jego wielką zaletą. Mniej ciekawie wygląda wszędobylskie naciągactwo, począwszy od ulicy i murzyńskich sprzedawców czegokolwiek, porzez zawyżone opłaty za restauracyjną obsługę, skończywszy na całkowicie nieuzasadnionych opłatach za "zwiedzanie". Miło jednak je wspominam ... ładnie położone, zadbane, eleganckie, całkowicie odmienne ... w końcu stolica. Jadę na lotnisko, mylę drogę. Ma to jednak dobrą stronę - udaje mi się zakupić okazyjnie wiele suvenirów. Gdy już się poddałem i wiozłem tylko flagę i na prędce zakupione dwie butelki sardyńskiego wina, wyrósł przede mną wielki, dziecięcy supermarket. WOW !! Bardzo udane zakupy.

Podsumowując : podróżowałem dziesięć dni, przejechałem ponad osiemset kilometrów, nie miałem żadnej awarii, wydałem sto pięćdziesiąt euro licząc suveniry plus sto siedemdziesiąt euro na przelot Kraków-Cagliari i sto złotych na pociąg z Lublina na lotnisko. Wychodzi więc około tysiąca pięciuset złotych cuzamen do kupy, czyli wydałem mniej niż niejedna kobieta na waciki ...

THE END ...

1 komentarz:

  1. Bardzo miło czytało mi się Pańską relację z Sardynii, ja za kilka dni również tam się wybieram i mam nadzieję przeżyć wiele niezapomnianych chwil:)Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń