czwartek, 8 lipca 2010

Chwila nieuwagi = wielkie nieszczęście /update/

W niedzielę (4 lipca) stała się rzecz straszna. Pożegnaliśmy naszą ukochaną sukę – Sarę. Przeżyła lat osiem i pół. Do tego wielkiego nieszczęścia przyczyniła się przysłowiowa chwila nieuwagi. Choć może raczej to nie chwila nieuwagi, a zwykła nieświadomość zagrożenia.

Pierwsze zdjęcie jakie wykonałem Sarze ...

... która miała ok. ośmiu miesięcy gdy do nas trafiła.

Nie byliśmy w stanie przewidzieć nieszczęśliwych następstw tak wspaniałej zabawy. Bawiliśmy się z Sarą cały dzień. Ganiała, latała, wściekała się jak mały szczeniak. Dawno nie miała tak dobrej zabawy, bo odkąd mieszkamy w bloku nie było zbyt wielu okazji do takich zabaw. Wieczorem Sara zaczęła dziwnie się zachowywać. Magda ją zawołała do domu, a ta nie chciała przyjść. Mówi więc do mnie abym ja spróbował, w końcu mnie się słucha bezwzględnie. To mój pies i poszedłby za mną w ogień. Okazało się, że na moje wołanie również nie reaguje, tylko jęczy i stęka. Mówię do Magdy żeby mi pomogła ją podnieść bo faktycznie jest coś nie tak. Udało się. Stanęła na nogi i się porzygała jakąś dziwną białą pianą i śluzem. Przeraziłem się, że pies się czymś otruł. Szybki telefon do szwagierki, mówię że pies spuchł i rzyga dziwną białą, pienistą wydzieliną. Diagnoza była natychmiastowa. Tragedia !! Podczas wygłupów musiał jej się przekręcić żołądek i tylko natychmiastowa operacja w klinice jest w stanie uratować psa. Przerażenie !! Najbliższa klinika to jakieś 50 km - Lublin 120 km. Pies w tym stanie nie przeżyje tak długiego transportu.

Tutaj dwu letnia Sara na najdłuższym spacerze (ok. 40 km)

Biegniemy z Magdą szybko do sąsiadów, zapytać czy znają jakiegoś weterynarza i czy mogą nas do niego zawieźć, bo nie mamy nawet czym. Sąsiad godzi się, chociaż jest po piwku. Pędzimy szybko kilka wsi dalej. Niedziela około północy. Pani doktor reaguje natychmiastowo. Chociaż nie widzi najmniejszych szans na przeżycie godzi się operować i spróbować uratować Sarę. Ja oczywiście się rozklejam, beczę jak małe dziecko. Zostawiam telefon do siebie i odjeżdżamy do domu. W poniedziałek rano wiadomość, która ostatecznie mnie dobiła. Sara po operacji nie wybudziła się z narkozy. To koniec mojej ukochanej towarzyszki wielu podróży, koniec najmądrzejszego psa świata, koniec 30 kilometrowych spacerów … Kurwa !! Koniec !!
Z Magdą postanawiamy – NIGDY WIĘCEJ ŻADNEGO PSA !! Ten był zbyt wspaniały aby jakikolwiek inny był w stanie go zastąpić.

Sara, poprzedni sezon na "polowaniu".

Około południa jadę odebrać psie truchło. Rozmawiam chwilę z panią doktor … znowu ryczę jak małe dziecko. Dziękuję jej za chęć pomocy i ratowania mojego psa. Uspokajam się, temat schodzi na finanse. Mówię, że muszę pojechać do bankomatu, a i to nie wiem czy mam tyle pieniędzy na teraz. Pytam czy ewentualnie zechce poczekać na resztę pieniędzy. I tu całkowite zaskoczenie. Kobieta nie chce ani grosza. Znowu beczę. Mamroczę do niej coś, że tak nie można, że muszę zapłacić … Pani doktor odpowiada, że na szczęście to ona dyktuje warunki … i taki jest właśnie warunek. Uspokajam się, pakuję Sarę do bagażnika, obejmuję panią doktor, mocno ją ściskam i jeszcze raz dziękuję. Rozmawiamy chwilę o psach, o naszym postanowieniu … przeprasza na chwilę, idzie do domu i przynosi małego, ślicznego kundelka.
- Ma sześć tygodni. Zdrowy, odrobaczony, zadbany. Tacy ludzie muszą mieć psa. Chciałam oddać w dobre ręce i mi się udało ;)
Coś straciliśmy, coś zyskaliśmy …

Początek "nowej" przyjaźni, szkoda że tak krótkiej.

PS. Pani doktor oddała nam tego psa, bo nadarzyła jej się okazja na nieposiadanie dwudziestego drugiego psa ;) Ma obecnie dwadzieścia jeden i twierdzi, że to wystarczy ;) Wielka kobieta z wielkim sercem !!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz