piątek, 12 marca 2010

Maroko - moja subiektywna opowieść.

Od czego by tu zacząć ?? Może ... ?? ... Tak !

Na rozkaz-życzenie Z...i mieliśmy nie używać brzydkich słów na wyprawie. W niniejszym tekście obiecuję więc wszystkie brzydkie słowa wykropkować.

Maroko w moich oczach, okazało się krajem zupełnie innym od tego jakim przedstawiają go przewodniki czy inne relacje. Mój opis będzie więc mocno subiektywny i mam nadzieję że zachęcający do odwiedzenia tego pięknego, dziwnego kraju. Zapraszam.

Maroko powitało nas wieeelkimi żywiołami, będącymi tam normalnością i codziennością, a mnie znanymi jedynie jako klęski żywiołowe. Deszcz, który lał się z nieba przez pierwsze dwa dni podróży, to u nas pospolicie nazywane oberwanie chmury. Skutecznie zawrócił nas z planowanej trasy, którą postanowiliśmy odwrócić i zacząć od końca.

Do obficie padającego deszczu dołożyły się wody roztopów splywające z gór. W takich przypadkach woda zawsze ma pierwszeństwo i zawrócić możemy jedynie my.

Niesamowite w Maroko były natychmiastowe zmiany pogody. Z wielkiej zlewy w kilka sekund pogoda zmieniła się na piękne słońce. Z pięknego słońca znowu w zlewę itd.

Wszystkie drogi w interesującym nas kierunku zostały zalane wodą, były nieprzejezdne. Jako że to nasz początek, wynajmujemy pickupa, który wiezie nas z powrotem do Agadiru, aby tam zacząć trasę w przeciwnym kierunku.

Po dotarciu na przedmieścia Agadiru, okazuje się że tu jest jeszcze gorzej. Wycofujemy się więc i dzięki naszemu kierowcy, dzięki jego znajomości terenu, udaje nam się w ostatniej chwili przedostać przez ostatni czynny most. Nasz nowy kierunek to Marakesz. Kierowca wysadza nas na dużej stacji benzynowej, z solidnym zapleczem. Właściciel stacji pozwala nam wziąść prysznic i rozbić namioty w jednym z jego wielkich garaży.

Jesteśmy więc bezpieczni, czyści, wyprani i właśnie się suszymy.

Po ukończeniu wszystkich czynności porządkowych idziemy do przystacyjnej restauracji. Zapoznajemy się z kilkoma autochtonami i zostajemy skierowani do częsci dla turystów. Zjadamy pierwszego naszego tadżina, który jest naprawdę wyśmienity. Tadżin to tradycyjna marokańska potrawa duszona przez dwie, trzy godziny na specjalnym palenisku pod ceramicznym naczyniem o charakterystycznym kształcie komina.

To był tadżin na bogato z wkładką z baraniny, jajkiem, cytryną, papryką chilli, różnymi oliwkami oraz świetnie dobranymi przyprawami.

Po pysznej kolacji udalśmy się do namiotów i w poczuciu dobrze spędzonego dnia położyliśmy się spać. Rano szybko zwinęliśmy obóz i poszliśmy podziękować właścicielowi stacji za gościnę i upewnić się, czy na pewno nie chce od nas pieniędzy za prysznice i namioty.

Rankiem powitał nas taki oto piękny widok.

Następne trzy dni to kilometry spędzone na podróży do Marakeszu. Najpierw wysoko wysoko pod górkę i przebijanie się przez wysokie wzniesienia Atlasu Wysokiego. Później czekały na nas nagrody, bardzo szybkie zjazdy. Piękne zakręcone serpentyny dostarczały mi chwil odpoczynku, odkrywając przede mną oraz moimi dwiema współtowarzyszkami SIGMAMI, coraz to ładniejsze widoki.

Piękne zachody słońca były czętym moim towarzyszem.

Naturalne zbiorniki retencyjne wraz z wiosennymi roztopami powiększają się wielokrotnie, osiągając rozmiar wielkich jezior.

Woda we wszystkich wodnych ciekach i zbiornikach miała kolor pomarańczowy.

Piękno krajobrazu wielokrotnie zatrzymywało mnie na dłuższą foto-chwilę.

CDN ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz