wtorek, 4 maja 2010

Majówka z Puszczykami odc. I

Po tym jak Weronika uszczęśliwiła mnie niułsem, że chce mi towarzyszyć w wyprawie majowej, niewiele myśląc wycofałem się ze Lwowa i zaplanowałem nową trasę. Wybór padł oczywiście na nowogrodzką Kasztelanię, do której dotrzeć mogliśmy w najprostszy sposób od Ostrołęki. Nie chcieliśmy aż takiej łatwizny, więc pojechaliśmy pociągiem do Małkinii, aby odwiedzić pobliskie Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince.

Całkiem niesłusznie ustanowiony zakaz wszelkiego ruchu ...

... który pomimo dość dużych ...

... wytykanych palcem, ubytków konstrukcyjnych ...

... odbywa się !! ... nielegalnie !!

Aby dostać się z Małkini do Treblinki pokonać trzeba bardzo stary, drewniany (choć na metalowym szkielecie) dzisiaj zamknięty dla wszelkiego ruchu most. Most jest, a raczej był pieszy, samochodowy i kolejowy i był o tyle ciekawy, że obowiązywał na nim ruch wahadłowy ... z pociągiem.
A odbywało się to tak. Po obu stronach mostu ustawiono semafory i strażnice. Gdy chciał wjechać pociąg, dróżnik zamykał rogatki i podawał sygnał na semafor kształtowy, gdy pociąg przejechał zamykano semafory i odbywał się normalny ruch samochodowy. W późniejszym okresie, gdy zlikwidowano tu kolej, dla zmotoryzowanych ustawiono sygnalizację świetlną.

Weronika bała się przekroczyć nielegalnie most, ale po chwili rozmowy rozwiałem jej wątpliwości. Najpierw bała się Policji, a później stabilności konstrukcji. Wydumała sobie, że skoro to drewniany most, to pewnie taki sam jak na filmach o Indiana Jones, czyli taki zawieszony na chybotliwych linach i jak przejdziemy to pewnie zaraz za nami zacznie się walić i palić ... albo od razu wybuchnie ;) Ach te dzieci ... Chociaż z drugiej strony pamiętam gdy sam, jakieś 15 lat temu chciałem przejechać samochodem przez ten most ... oj, narobiłem w pory ;) Zatrzymałem się, wyszedłem, rozejrzałem się w prawo, rozejrzałem się w lewo ... pociągu nie widać ... później znowu w prawo, znowu w lewo ... i tak z pół godziny ... a później nura do auta i z piskiem opon ...

Od kilku lat, trwa budowa nowego mostu, którego otwarcie jest ciągle odkładane.

Dotarliśmy wreszcie do Treblinki i muzeum. Jest to "najciekawszy" historycznie, ze znanych mi vernichtungslager. To tutaj Niemcy po raz pierwszy zorganizowali koncentracyjną "szopkę". Aby stworzyć pozory normalności i bezpieczeństwa więźniów, postawiono elegancki dworzec z zegarem, bufetem, rozkładem jazdy. Postawiono piękną tablicę informacyjną:

Warszawscy Żydzi!
Jesteście w obozie przejściowym Durchgangslager, z którego będziecie przeniesieni do obozów pracy Arbeitslager. Aby zapobiec epidemii, musicie przekazać swoje ubrania i rzeczy do natychmiastowej dezynfekcji. Złoto, pieniądze, obce waluty i biżuteria powinny być oddane do depozytu w kasie, gdzie dostaniecie pokwitowanie. Będą oddane później po okazaniu pokwitowania. Dla czystości wszyscy muszą wykąpać się przed dalszą podróżą.


Każdy skazaniec dostawał kwitek z depozytu z dokładnym zapisem stanu posiadania, spakowanym w eleganckie worki i pudełka oraz mydło i ręcznik i szedł pod prysznic, celem umycia i odwszenia. Obsługa była wyjątkowo miła i z uśmiechem na twarzy kierowała nieświadomych niczego przybyszów "pod prysznic", który oczywiście okazywał się ostatnim i najdłuższym prysznicem w ich życiu. Trwał ok. 30 minut i czynnikiem "myjącym" był tlenek węgla. W obozie nie stosowano natychmiastowego w działaniu Cyklonu B. Początkowo nie stosowano go z powodu zaniedbań budowlanych, wymagał dużej szczelności i ostrożności. Później zmieniono komendanta z partacza na wielkiego wizjonera ... a temu szybka śmierć swoich "podopiecznych" nie przynosiła satysfakcji, komory pozostawił więc zasilane silnikiem Diesla. Dołożył tylko agregat prądotwórczy coby się energia nie marnowała. Poza tym stosowanie cyklonu to jak pójście z żydówką do łóżka. Wynalazł go żyd ... Diesel to co innego - Niemiec z krwi i kości.



Ciekawostka: Komendant "wizjoner" - Franz Stangl - uniknął kary śmierci czy więzienia. Pomógł mu w tym watykański przyjaciel, biskup Alois Hudal mający na swoim koncie wiele innych "dobrych uczynków". Od 1943r. był hitlerowskim szpiegiem w Watykanie, a po wojnie "teleportował" wielu faszystowskich zbrodniarzy do Ameryki Południowej.




A po wojnie i wyzwoleniu co ?? Gorączka złota, czyli przekopanie całego obozu przez miejscowych poszukiwaczy skarbów. Wielu okolicznych wzbogaciło się na profanacji.
- Jeden z tutejszych wysiał łubin - opowiada Kiryluk. - Poszedł w pole, a na roślinie wisi złota obrączka. Zaraz poszedł z rodziną i pole przekopali. Ryli ziemię ojcowie, matki, potem dzieci kopały i wnuki, na koniec to już aparaty mieli, wykrywacze metalu. Jeden chciał mnie zabić, milicjant z Warszawy, się okazało.

Boże !! Czy to wydażyło się naprawdę ?? !!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz