piątek, 25 lutego 2011

Une image par jour.

No i się złamałem, robię kolejne zadanie konkursowe. Chyba tak być musi, że najpierw się porządnie wkurzę, a potem jakoś idzie ...

Une image par jour - Jedno zdjęcie na dzień.

W pogoni za szybkimi aparatami i obiektywami, zanurzając się w otchłani parametrów technicznych, zapominamy o najważniejszym - o przyjemności fotografowania !! Dla wielu z nas, ta „przyjemność fotografowania” to właśnie parametry techniczne sprzętu fotograficznego ... 24 megapiksele, 8 klatek na sekundę, 12 krotny zoom, autofokus szybszy od Lucky Luke ... i jak największa pojemność karty pamięci. Z tygodniowych wakacji, przywozimy tysiące zdjęć ... z czego 99,9% natychmiast wyrzucamy lub powinniśmy wyrzucić do systemowego kosza. Sam w pewnym momencie, uległem magii tych liczb. W jak wielkim kanale się znalazłem, uświadomiłem sobie dopiero po kilku latach posiadania aparatu cyfrowego ... i zeskanowaniu kilku negatywów ze starej, poczciwej Leiki. Okazało się, że zdjęcia na kliszy miały w sobie to coś, były dobrze wykadrowane i opowiadały różne historie w spójny sposób. Pierwsze cyfrowe zdjęcia, aby wyglądały jako tako, musiałem kadrować, prostować i dokonywać wielu innych poprawek ... a i tak mnie nie zadowalały - są poprawne technicznie, ale nic poza tym. Wiedziałem, że od postępu nie ucieknę i jestem skazany na cyfrę. Zresztą, nawet nie w technologii upatrywałem swojego fotograficznego uwstecznienia. Na pewno nie w różnicy pomiędzy cyfrą a analogiem. To zbyt banalne.

Postanowiłem więc poszukać przyczyny. Wpadałem w coraz większe kanały. Często zmieniałem aparaty i obiektywy. Miałem różne systemy, traciłem wiele pieniędzy na „przesiadki”. Chwilę wytchnienia przyniósł mi Fuji S2 Pro. Zepsułem niechcący, główny wyświetlacz ... I to był pierwszy krok !! Okazało się, że robię lepsze zdjęcia, gdy nie widzę w trybie natychmiastowym, ich podglądu. Bardziej się wtedy przykładam do obserwowania kadru w wizjerze i na matrycy rejestruję nie wymagający poprawek obraz. Coś w tym musi być, do tego stopnia nawet, że w następnym aparacie zakleiłem ekran taśmą, żeby nie korciło spojrzeć. Dzisiaj już nie zaklejam, po prostu wyłączam podgląd zdjęć. Paradoksalnie, kolejnym krokiem do przodu było kolejne uwstecznienie się Gdzieś w wielkich piaskach Sahary zatarł mi się zoom i działał tylko autofocus. Od tamtej pory używam tylko obiektywów stałoogniskowych. I nie chodzi mi o powszechnie znane zalety takiego rozwiązania, czyli lepsza ostrość, mniejsze zniekształcenia i aberracje. Znowu zacząłem chodzić ... Konieczność podejścia bliżej lub cofnięcia się, zmusiła mnie do lepszej i wnikliwszej obserwacji tematu zdjęcia. Obiektywy zmiennoogniskowe strasznie rozleniwiają i odmóżdżają. A może niepotrzebnie się czepiam. Chyba jakiś dziwny jestem ... przecież mam zoom i go używam, na zdjęcie też spojrzę na wyświetlaczu ... czasem.

Kolejny uwsteczniający, krok naprzód wykonałem, gdy na jakiejś wyprzedaży kupiłem najgorszy aparat świata - nędzne cztery megapiksele, start trwający wieki, prędkość dwie i pół klatki na sekundę, bufor ze cztery rawy i zapis ze dwie minuty. To daje mi dużo czasu na myślenie. Dużo, ale nie za dużo. Jakby był jeszcze wolniejszy, to jeszcze bardziej bym go lubił. Ach gdybym tak, mógł zrobić jedno zdjęcie na dzień ... takie fabryczne ograniczenie. Wtedy pół dnia obmyślałbym kadr, a drugie pół czekał na światło. Przepraszam, poniosło mnie trochę ... Ach marzenia !! Zresztą, to i tak duży postęp - moja fotograficzna pauperyzacja odbiła się wreszcie od dna. Dzisiaj, prawie nie używam Photoshopa, a tylko firmowego oprogramowania do wywoływania RAW, gdzie manipuluję dosłownie trzema suwaczkami. W Photoshopie czasem coś wyprostuję, dodam ramkę, zmniejsze zdjęcie do internetu.. Nie powiem Wam jaki to aparat, bo wywołam wielki kryzys światowy ... ale pamiętajcie, że exif nie kłamie . Co jeszcze, chętnie popsuł bym w dzisiejszym, nowoczesnym sprzęcie ?? Szybkość zapisu zdjęć na kartę jest mi obojętna, podobnie z Live View i trybem video. Nie jest mi obojętna za to stabilizacja. Pozbyłem się wszelkiego sprzętu posiadającego ten zacny skąd innąd wynalazek. Dlaczego ?? Chodzi oczywiście o wstrząsy, ale nie te generowane przez ręce, a te pochodzące od sakw rowerowych. Większość podróży odbywam welocypedem, który gna po bezdrożach tego świata. Miałem kilka stabilizowanych aparatów i żaden, niestety nie wytrzymał trudów moich wypraw. Zawsze siadała stabilizacja matrycy. Koszty naprawy nieopłacalne, więc trzeba się było pozbyć tego wspaniałego, powodującego wielkie niedogodności udogodnienia.

Gdy mój najgorszy na świecie aparat, okazał się idealnym narzędziem w mojej pracy, dokupiłem jeszcze dwa stałoogniskowe kompakty tej firmy i od kilku lat, wreszcie mam co chcę. Jestem szczęśliwy ... chociaż nie do końca. Nic nie trwa wiecznie. Fuji postanowiło zainteresować mnie swoją nowością. Kupa hałasu wokół X100 i znowu będę musiał brać kredyt

A może by tak szanowne Fuji uszczęśliwiło mnie wypożyczeniem tego cacka na kilka dni ... od 28 marca do 8 kwietnia, mógłbym się nim zaopiekować na rowerowej wyprawie dookoła Sardynii Co Ty na to Fuji X100 ?? Chcesz ze mną jechać ?? Będzie fajnie ...


Zabrałem córkę na spacer do parku. Pomysł był taki, aby wykonać jedno dobre zdjęcie i tylko raz nacisnąć spust migawki. Udało się to w 33%, bo trzy razy nacisnąłem - nie mogłem się powstrzymać, ale dzięki temu mam trzy dobre zdjęcia Połączenie małej, dziewczęcej rączki i świeżych owoców, zachęcało mnie do dalszych wyzwoleń migawki, ale w porę oprzytomniałem, przypominając sobie artystę - malarza z filmu „Poszukiwany, poszukiwana” - p. Adamiec stworzył całą wystawę - setki dłoni Mnie, trzy wystarczą do stworzenia mojej opowieści.

Gdy zobaczyłem tego osiołka, wydawał się mówić, że jest osiołkiem jednej szansy. Pstryk i już, koniec pozowania. I dokładnie tak było, gdy moja zachłanność chciała go „ustrzelić” jeszcze raz, on zrobił ze mnie osła i przestał się ładnie zachowywać. Bardzo często z ludźmi jest podobnie - trzeba być od razu gotowym do tego jedynego ujęcia, bez powtórek.

PS. Oczywiście tekst ten, należy traktować z pewnym przymrużeniem oka. To taka, kolejna moja, mała prowokacja. Mam nadzieję, że zmuszę Was do zastanowienia się, choć przez chwilę. Nie klikajcie bezrefleksyjnie I Like ..

/Update/

Setka zdjęć - problem wyboru.

Dlaczego jeszcze lubię robić jedno zdjęcie zamiast stu ?? Przy jednym odchodzi problem wyboru, tego jedynego, najwłaściwszego.

Robiliśmy zdjęcia na imprezie rodzinnej, na dwa aparaty. Dzieci miały swoje zabawki, a dorośli bawili się w zabawy dla dorosłych. Robię zdjęcia swoim przedpotopowcem, On nowoczesną lustrzanką. Ani razu nie spoglądam na ekran, On za każdym razem. Docina mi - Masz, aż tak kiepski ekran, że nie chcesz nawet na niego spojrzeć ?? Ignoruję go. Potem długo, długo nic - łyk piwa. Kolejny atak - Może Ci się aparat zepsuł ?? Włożyłeś kliszę ?? - Kpi ze mnie. Idzie naładować baterię. Przychodzi z zapasową. Znowu nie wytrzymuje i zwraca mi uwagę. Tym razem z wyrzutami, że zachowuję się jak Mel Gibson w „Mavericku”, jak pokerzysta nie zaglądający w karty ... Po imprezie zgrywamy zdjęcia na komputer. Osiemdziesiąt dwa do sześciu. No !! Przegrałem ... tylko sześć zdjęć. Radość „pierwszego” była jednak chwilowa. Godzinę zastanawiał się, które zdjecia wybrać aby zaprezentować wszystkim. Zdjęć było może osiem, reszta to powtórki tych samych ujęć. A to zamknięte oczy, a to krzywo ... do tego nie trafiona ostrość. No i wreszcie wybrał. Przechodzimy do finału i prezentujemy zdjęcia zebranym, nikt nie wie, które jest czyje. Za moim głosów siedem, za jego - tylko dwa. Przeglądam wszystkie zdjęcia jakie wykonał, to był stanowczo zły wybór. Po raz kolejny musi postawić skrzynkę piwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz