... pan Tcherpaq, świętuje właśnie 35 urodziny. Wczoraj moja ślubna, dzisiaj Ja !! Tak to dziwnie wszystko się składa ... dziwnie i fajnie. Nie wierzę w zbiegi okoliczności, więc nie wiem jak to wszystko nazwać. Przeznaczenie - jedynie to przychodzi mi do głowy. A od początku, to było to tak ... Urodziłem się 21 marca. Jest to pierwszy dzień wosny, topienie Marzanny, Jare Święto, dzień wagarowicza i jeszcze coś bym pewnie znalazł ... Z żoną poznaliśmy się ... chwilę po porodzie. Nasze matki rodziły w tym samym czasie, w tym samym szpitalu. Magda jest starsza ode mnie o jakieś cztery godziny. Musieliśmy się więc wtedy poznać bo była tylko jedna sala z noworodkami. Wpadliśmy więc sobie w oko już pierwszego dnia naszego życia. Później na długo o sobie zapomnieliśmy. Spotkaliśmy się gdzieś zupełnym przypadkiem i zupełnym przypadkiem przegrałem wtedy z nią zakład. Zakład o piwo. Może wcale nie był to zakład, tylko przekazanie piwa w akcie fascynacji ?? Zadałem pięknej nieznajomej pytanie, pytanie tak enigmatyczne, że najlepsi dekrypterzy mieliby problem. Zapytałem o nazwę zespołu muzycznego (którą miałem na końcu języka i za chorobę nie mogłem sobie przypomnieć), ze Szwecji gdzie wokalistą był paskudny, świński blondyn. Tylko tyle danych, a zespół był bardzo mało znany. Ona bez chwili zastanowienia walnęła -Candlemass. BINGO !! Postawiłem piwo i jakoś tak się zaprzyjaźniliśmy. Kolejnym zbiegiem okoliczności był ślub, który odbył się 22 grudnia 2001 r. W dzień naszego ślubu zmarł mój ulubiony polski wokalista Grzegorz z Ciechowa. Z narodzinami Weroniki też był dziwny zbieg okoliczności, urodziła się rok, miesiąc i dzień po naszym ślubie. W miarę szczęśliwie stuknęło nam po 35 latek, z czego dziewięć wspólnie i całkiem zgodnie.
Żeby zbytnio się panosząca "proza życia" nas nie dopadła, uciekliśmy od niej na brzeg Bystrzycy aby puścić z jej biegiem przygotowaną przez Weronikę kukłę Marzanny - bogini śmierci. Przy tej czynności trzeba nieźle uważać, gdyż wiążą się z nią pewne przesądy: nie wolno dotknąć pływającej w wodzie kukły, bo grozi to uschnięciem ręki, obejrzenie się za siebie w drodze powrotnej może spowodować chorobę, potknięcie i upadek – śmierć w ciągu najbliższego roku. Jest to staropolski zwyczaj pogański pamiętający czasy Mieszka I, którego chrześcijańskim odpowiednikiem jest święcenie palmy.
Tak prezentuje się "Marzanna Demon" chwilę po akcie stworzenia ...
... chwilę później dobrze wie co ją czeka ...
... czule pogłaskaliśmy po głowie i ... spaliliśmy na stosie.
Urodziłem się w Lublinie, rocznik '75
Zawsze byłem wielkim „marzycielem” w czym wybitnie przeszkadzała mi szkoła. Sięgając w głąb pamięcią to zaczęła mi ona przeszkadzać w czwartej klasie podstawówki i nigdy nie przestała.
W roku szkolnym było dla mnie więcej dni wolnych, niż tych spędzanych z rówieśnikami w klasie.
Brak zaangażowania w „szkolne życie” nie oznaczał, że nic mnie nie interesowało. Wręcz przeciwnie. Uczyłem się grać na gitarze basowej i kontrabasie, grałem w różnych zespołach. Dużo podróżowałem, przejechałem pociągiem i autostopem praktycznie całą Polskę. Nie przeszkadzał mi w tym fakt, że pochodzę ze skrajnie biednej rodziny. Jakoś tak bez grosza można było wyjechać, pieniądze nie były potrzebne.
Ożeniłem się z naprawdę wspaniałą kobietą, rozumiemy się praktycznie idealnie, mamy te same wartości , priorytety. Mamy wspaniałą córkę, a nawet już dwie córki.
Zmiany, zmiany, zmiany !!
Rzuciłem palenie, praktycznie nie piję alkoholu, realizuję się jako szczęśliwy i odpowiedzialny TATUŚ. Większość czasu poświęcając rodzinie i podróżom.
No i chyba wreszcie mam co chciałem ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz