
Do Hrubieszowa wybraliśmy się z zamiarem przebycia całej drogi autostopem. Niestety musieliśmy skorzystać również z innych form transportu. Z Lublina było łatwo - podjechaliśmy do Krasnegostawu, a potem szybko do Izbicy. Tutaj trochę utknęliśmy i skorzystaliśmy z busika, który wysadził nas na dworcu w Zamościu i tam przesiedliśmy się do innego, jadącego do Hrubieszowa. Weronice nie mówiłem gdzie i po co jedziemy, aby zrobić jej niespodziankę. Nie chciałem też mówić, bo nie byłem pewien czy dojedziemy i nie chciałem aby przeżyła rozczarowanie. A czasu nie było wiele bo musieliśmy być na miejscu maksymalnie o godzinie 14. Plan miałem prosty, chciałem pokazać dziecku prawdziwe skarby. Coś na miarę Bursztynowej Komnaty. I udało się. Odwiedziliśmy Muzeum Regionalne gdzie trwa wystawa "Troja - sen Henryka Schliemanna". Ten archeolog - amator, przez ówczesnych zwany "oszołom" udowodnił, że Troja była faktem, a nie literacką fikcją. Weronika obmacała Konia Trojańskiego z każdej strony, a ja płakałem, że nie mogę zrobić żadnego zdjęcia, szczególnie masce Agamemnona. Absolutny zakaz fotografowania. W Muzeum zdobyliśmy urodzinowy prezent dla naszej wspaniałej solenizantki - bogato ilustrowany katalog - przewodnik po skarbach Troi. Mała wystawa o wielkim znaczeniu historycznym zamknięta w małym mieście. Można ją oglądać do końca maja. Polecam.

Oprócz muzeum, ciekawa jest również hrubieszowska Cerkiew Prawosławna Pod Wezwaniem Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny. Napis wewnątrz informuje, że została ona wyświęcona w roku 1875. Ikonostas wykonano z masywnego drzewa dębowego, z pozłacanymi rzeźbami. Wszystkie ikony w ikonostasie i na cerkwi pisał artysta z Petersburga - Siłajew. Ciekawostka: o ikonach nie mówi się, że zostały namalowane - ikony są napisane !!

Po wystawie i spacerku po miasteczku postanowiliśmy wrócić przez Chełm. Udaliśmy się na odpowiednią wylotówkę i szybko dojechaliśmy do dworca kolejowego. Wróciliśmy więc pociągiem zwiedzając peron dziewięć i trzyczwarte ;), przy którym stała już podstawiona lokomotywa do Lublina. Tak się zaczytałem Hrubieszowskimi ciekawostkami, że przed wyjazdem zapomniałem naładować akumulator do aparatu i zrobiłem tylko kilka zdjęć. Aparat padł w Hrubieszowie, ale udało się go uruchomić jeszcze raz w Chełmie na stacji kolejowej.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz