sobota, 20 marca 2010

Poszukiwacze skarbów ...

Dziś sobota. Dzień święty - szabas, ups przepraszam, to tylko urodziny mojej ślubnej ;) Wszystkiego najlepszego Stary Rowerze !! W poszukiwaniu oryginalnego prezentu urodzinowego, wspólnie z Weroniką lat 7, udaliśmy się do ... Hrubieszowa. I powiem szczerze, że byłem przekonany, że to największa, najbardziej na wschód wysunięta dziuuura w Polsce. Pomyliłem się. To całkiem sympatyczne małe miasteczko przy granicy z Ukrainą. Zawsze przed podobnym wyjazdem czytam przynajmniej minimum historyczne danego miasta czy regionu. To co przeczytałem w tym przypadku, przeraziło mnie totalnie. Nigdy nie widziałem tak długiej historii nieszczęść nagromadzonej w tak małym miasteczku (obecnie ok. 20 tyś mieszkańców !!) na przestrzeni tak niewielu lat. Miasto było ciągle napadane przez Tatarów i wielokrotnie palone. Ugięło się Chmielnickiemu, Szwedom i wielkiej zarazie. Druga Wojna Światowa to dla miasta chyba największy koszmar. Najpierw wojska niemieckie, później jeszcze gorsza Armia Czerwona, potem ... znowu wojska niemieckie dodatkowo wspomagane przez terrorystów z UPA. Zresztą już w którejś z rzędu publikacji o II W.Ś., czytałem o Hrubieszowie jako rejonie najbardziej dotkniętym działaniami wokoło wojennymi. Istnieje na szczęście silny kontrast dla tych "nieszczęść". Są to wielcy Hrubieszowianie: ksiądz Stanisław Staszic, pisarz Aleksander Głowacki herbu Prus, który był też propagatorem turystyki pieszej i rowerowej, architekt Stefan Du Chateau, konstruktor pojazdu księżycowego LRV - Mieczysław Grzegorz Bekker oraz złota rączka - Abraham Stern - zegarmistrz, konstruktor i wynalazca - taki ... osiemnastowieczny Pomysłowy Dobromir.

W drodze z Izbicy do Zamościa.

Do Hrubieszowa wybraliśmy się z zamiarem przebycia całej drogi autostopem. Niestety musieliśmy skorzystać również z innych form transportu. Z Lublina było łatwo - podjechaliśmy do Krasnegostawu, a potem szybko do Izbicy. Tutaj trochę utknęliśmy i skorzystaliśmy z busika, który wysadził nas na dworcu w Zamościu i tam przesiedliśmy się do innego, jadącego do Hrubieszowa. Weronice nie mówiłem gdzie i po co jedziemy, aby zrobić jej niespodziankę. Nie chciałem też mówić, bo nie byłem pewien czy dojedziemy i nie chciałem aby przeżyła rozczarowanie. A czasu nie było wiele bo musieliśmy być na miejscu maksymalnie o godzinie 14. Plan miałem prosty, chciałem pokazać dziecku prawdziwe skarby. Coś na miarę Bursztynowej Komnaty. I udało się. Odwiedziliśmy Muzeum Regionalne gdzie trwa wystawa "Troja - sen Henryka Schliemanna". Ten archeolog - amator, przez ówczesnych zwany "oszołom" udowodnił, że Troja była faktem, a nie literacką fikcją. Weronika obmacała Konia Trojańskiego z każdej strony, a ja płakałem, że nie mogę zrobić żadnego zdjęcia, szczególnie masce Agamemnona. Absolutny zakaz fotografowania. W Muzeum zdobyliśmy urodzinowy prezent dla naszej wspaniałej solenizantki - bogato ilustrowany katalog - przewodnik po skarbach Troi. Mała wystawa o wielkim znaczeniu historycznym zamknięta w małym mieście. Można ją oglądać do końca maja. Polecam.

Muzeum Regionalne w Hrubieszowie im. ks. Stanisława Staszica.

Oprócz muzeum, ciekawa jest również hrubieszowska Cerkiew Prawosławna Pod Wezwaniem Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny. Napis wewnątrz informuje, że została ona wyświęcona w roku 1875. Ikonostas wykonano z masywnego drzewa dębowego, z pozłacanymi rzeźbami. Wszystkie ikony w ikonostasie i na cerkwi pisał artysta z Petersburga - Siłajew. Ciekawostka: o ikonach nie mówi się, że zostały namalowane - ikony są napisane !!

Cerkwi w Hrubieszowie życzę znacznie więcej wiernych niż obecne 87 osób.

Po wystawie i spacerku po miasteczku postanowiliśmy wrócić przez Chełm. Udaliśmy się na odpowiednią wylotówkę i szybko dojechaliśmy do dworca kolejowego. Wróciliśmy więc pociągiem zwiedzając peron dziewięć i trzyczwarte ;), przy którym stała już podstawiona lokomotywa do Lublina. Tak się zaczytałem Hrubieszowskimi ciekawostkami, że przed wyjazdem zapomniałem naładować akumulator do aparatu i zrobiłem tylko kilka zdjęć. Aparat padł w Hrubieszowie, ale udało się go uruchomić jeszcze raz w Chełmie na stacji kolejowej.

Ja tu jeszcze wrócę ... z naładowanym akumulatorem ;)

A tak wyglądała nasza wycieczka na mapie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz